Ponad dwa i pół tysiąca osób wyruszyło na Lubelską Ekstremalną Drogę Krzyżową. W tym roku pątnicy mogli wybrać jedną z pięciu tras, liczących od 30 do 52 kilometrów. Najłagodniejsza prowadzi z archikatedry lubelskiej wokół Zalewu Zemborzyckiego do bazyliki oo. dominikanów na Starym Mieście. Cztery pozostałe szlaki wiodą do Wąwolnicy.
Najdłuższy szlak, oznaczony kolorem czarnym, jest pozbawiony dodatkowych oznakowań, patroli wolontariuszy i będzie prowadził głównie drogami gruntowymi.
Po zakończeniu mszy w archikatedrze lubelskiej pielgrzymi z plecakami na plecach i intencjami w głowach pójdą w wybraną przez siebie trasę.
– Każda wiedzie przez tereny leśne i błotniste. Nie przez przypadek droga nazywa się ekstremalna – mówi metropolita lubelski arcybiskup Stanisław Budzik. – Pan Jezus cierpiał radykalnie aż do końca. I jest coś w człowieku, że chce zrobić rzeczy radykalane. Są ludzie, którzy chcą się zmierzyć ze sobą, z własną słabością. Jeżeli czynią to z pobudek wiary, bardzo się z tego cieszymy.
Największą grupę uczestników stanowią osoby młode. Wielu nie boi się wyzwania i śmiało wybiera jedną z najtrudniejszych tras. – W ekwipunku mam najważniejsze rzeczy: słodycze, chałwa, płaszcz przeciwdeszczowy, herbatę – uśmiecha się jeden z uczestników.
Motywacje i intencje uczestników EDK są różne. – Idziemy z potrzeby duchowej. Chcielibyśmy, żeby cierpienie Pana Jezusa nie poszło na marne, żebyśmy też je przeżywali. Chodzi o sprawdzenie samego siebie, granic swojej wytrzymałości. Lubię wyzwania. Chce złapać też trochę spokoju; dużo pracuję, wiec potrzebuję takiego czasu, żeby zatrzymać się, pomyśleć. Dzięki Ekstremalnej Drodze Krzyżowej mogę być dłużej sam na sam z Bogiem, dlatego idę najdłuższą trasą. Droga może na początku przeraża, ale człowiek może dzięki niej wczuć się w siebie, zrozumieć swoje życie, przeanalizować wszystko, poznać lepiej Boga. Wiem, że takiej trasie, gdzie będzie ciemno, muszę polegać nie tylko na sobie, ale i na Bogu i dzięki temu będę mogła sprawdzić, czy umiem ufać ekstremalnie.
– Na Ekstremalną Drogą Krzyżową idą zarówno wierzący, jak i niewierzący, bo to próba dla każdego człowieka – mówi ks. Mirosław Ładniak, organizator Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. – Chodzi o to, żeby podczas kilkunastu godzin nocnego marszu dokonać pewnej rewizji swojego życia. W zmęczeniu, walce ze słabościami, można, pokonując samego siebie, odkrywać własne wnętrze.
– Rozważania, czytane w domu, aż tak nie docierają – dodaje ks. Ładniak. – Ale tam, w zmęczeniu, w totalnym często kryzysie, który tam przeżywamy, kiedy jest ciemno, a lampka na czole jest jedynym źródłem widzenia, ich odkrywanie, porównywanie tego do swego życia, pytania, które sobie człowiek zadaje, są niesamowitym kapitałem. To taka „duchowość w pigułce”. Nie każdy pójdzie na pielgrzymkę, która trwa 12 dni, bo nie ma czasu, a tu jest jedna noc na początek weekendu. Okazuje się, że jest to taki strzał w dziesiątkę.
MaK / ZAlew / opr. ToMa
Fot. archiwum