Iran potępia, Turcja popiera – to najważniejsze reakcje na Bliskim Wschodzie po nocnym uderzeniu Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji na cele w Syrii. Około 4.00 nad ranem czasu miejscowego koalicjanci wystrzelili około 110 pocisków na trzy cele związane z syryjską bronią chemiczną. Nie ma na razie informacji o stratach, ale wiele wskazuje na to, że nie są one poważne.
Najwyższy duchowy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei, jeden z najważniejszych sojuszników syryjskich władz, miał powiedzieć rano, że atak na Syrię jest zbrodnią, a Stany Zjednoczone nie zdołają dzięki niemu osiągnąć żadnych celów. Chamenei porównał uderzenie do wcześniejszych działań USA w Iraku i Afganistanie. Wcześniej zbrojne ramię władz, czyli Gwardia Rewolucyjna oświadczyła poprzez jednego ze swoich przedstawicieli, że nocne uderzenie jest “porażką Ameryki”.
Przedstawiciele libańskiego Hezbollahu, który walczy w Syrii po stronie prezydenta Asada także oświadczyli, że Stany Zjednoczone nie osiągną swoich celów, a nocny atak był nieskuteczny.
Turcja, która w syryjskim konflikcie popiera zbrojną opozycję, uważa, że atak koalicjantów był prawidłową odpowiedzią na atak z użyciem broni chemicznej. Takie oświadczenie złożyli przedstawiciele ministerstwa spraw zagranicznych w Ankarze. Wicepremier Turcji oświadczył, że Ankara została zawczasu uprzedzona o ataku, a samoloty koalicjantów nie korzystały z tureckiej bazy w Incirlik, z której wcześniej dokonywano nalotów na cele w Syrii.
Nocne uderzenie miało być odwetem za ubiegłotygodniowy atak z użyciem broni chemicznej na opanowane wówczas przez rebeliantów syryjskie miasto Duma. O jego przeprowadzenie Zachód oskarża syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada.
IAR
Fot. RL