Mają własny „koniec świata”. Niezwykła historia małżeństwa i ich wsi

wsi2 1

Na wschodnim krańcu Polski,  w Gminie Mircze znajduje się prawdopodobnie najmniejsza wieś w Polsce – Dąbrowa. Mieszka w niej sołtys… i jego żona. Dorosłe córki przeprowadziły się do Zamościa. Wokół opuszczone domy, ale też cisza i spokój, których próżno szukać gdzie indziej.

Wybory sołtysa odbywają się tu w majestacie prawa, chociaż w niecodziennych okolicznościach.

– Sołtysem jestem 11 lat. Wyborców miałem dużo: żona, córki, ktoś z urzędu gminy. To tak samo, jak na dużych wioskach. Niejeden mówi „Chłopie, po co ty tu siedzisz?”. Dawniej było tu 13 mieszkań, mieliśmy sklep i jakoś się kręciło, a później się wyludniało.  Tutaj nie można zrobić ani świetlicy, ani straży – opowiada o swojej roli społecznej w miejscowości bez społeczności, sołtys wsi Dąbrowa Marian Kołtunicki.

Wybory były przeprowadzone poprawnie

– Uczestniczyłam w pracach komisji przy wyborze sołtysa. Sołtys został zgłoszony przez małżonkę, natomiast było aż 3 wyborców – w osobach: małżonki, córki i pana sołtysa. Wszyscy byli za tym, aby pan Kołtunicki został sołtysem. Chociaż była to zabawna sytuacja to całe wybory odbyły się zgodnie z planem. Sołtys bardzo dobrze wywiązuje się ze swojej funkcji, uczestniczy w każdej sesji rady gminy. Musi poinformować mieszkańców o tym, co się działo i czyni to tak, jak należy. Obowiązkiem sołtysa jest zbiórka podatku rolnego – przyznaje Marta Małyszek, wójt gminy Mircze. – W 2000 roku w Dąbrowie było zameldowanych 16 osób, 10 lat później – 8, a obecnie – 6. Jednak miejscowość zamieszkuje fizycznie tylko 2 osoby.

– Jestem tutaj od 1994 roku. Gdy się wprowadziłam to byli jeszcze sąsiedzi – opowiada Zofia Kołtuńska, żona sołtysa. – Gdy młodsza córka się urodziła to jeszcze byli ludzie, później poszli – trochę na cmentarz, inni wyjechali. Tutaj nie ma po co siedzieć, same komary tylko są.

Czy we własnej oazie tęskni się za ludźmi?

– Chciałbym, aby jak najwięcej mieszkańców tu było, by z kimś porozmawiać. Jak się wyludniło to trzeba się z tym pogodzić – zauważa Marian Kołtunicki.

– Wczoraj jedna osoba dzwoniła, a dziś kolejna – wszystko w sprawie kupna działki w zaciszu – dodaje sołysowa.

– Wszyscy młodzi wyjechali za granicę, a kto przyjedzie na wieś? – zastanawia się Lech Sienicki z sąsiedniej wsi. – Bardzo byłoby miło, jeśli ktoś by się tam wprowadził i zaczęło się dziać.

Życie na przysłowiowym końcu świata może budzić obawy, ale może też skusić wiele osób. Kto wie, być może już wkrótce, wieś Dąbrowa w gminie Mircze na nowo odżyje, a sołtys i jego żona zyskają sąsiadów.

AlF

Fot. Aleksandra Flis

Exit mobile version