18.06.2018 „Czy w obrazkach jest Piotr”. Wernisaż fotografii Piotra Michalskiego

przod3

Urodziłem się w Lublinie, całkiem zwyczajnie, siłami i drogami natury, bez aparatu fotograficznego w dłoni. Mój pierwszy kontakt z fotografią miał miejsce na Kośminku, na ulicy Długiej, może nie był jakimś wielkim „halo”, a jego skutki do dziś zalegają w rodzinnym albumie.

W przedszkolu ciągle ktoś nas fotografował: obligatoryjnie na kolanach św. Mikołaja, grupowo, indywidualnie w przebraniach na balach karnawałowych, na wiosnę, w kwitnących akacjach z jakimś gadżetem w dłoniach. Dostałem akordeon do trzymania, fotograf miał piękną, kominkową Eksę. Był chłodny lecz słoneczny poranek. Miałem kolorowy sweterek… W jego zdjęciu wszystko się zgadza, wyglądam na radosnego chłopca, jednak spojrzenie zdradza budzącą się ciekawość: akordeon mnie nie interesował, ciekawiła mnie pana EXA!

Jakiś czas później dostałem pierwszego Kodaka. Aparat do ćwiczenia „na sucho”, bowiem wkłady do niego, o ile w ogóle, były dostępne jedynie w Peweksie. Był mały, jednak dość ciężki. Ponoć szpiegowski… Po latach przerobiłem go z systemu wymiennych kaset Kodaka na typową, małoobrazkową rolkę. Nakładał na klatki na siebie: tak odkryłem wielokrotną ekspozycję.

Edukacja podstawowa nic nie wniosła. Dalej nas fotografowali. Ciągle, byle jak, gdzie popadło, rozczochranych, w zasmarkanych niebieskich fartuszkach z pomiętymi kołnierzykami przypiętymi na dowolnie wybrane guziczki.

Zorka 10, efekt radzieckiego szpiegostwa przemysłowego, klon Minolty, pierwszy przedmiot pożądania, był z nami wszędzie. Industar f=2,8/45 mm, nic mi to nie mówiło. Ojciec preferował slajd, ja wolałem papier. Oczywiście musiałem czekać, aż skończy rolkę. Zwykle jednak dostawałem go na wszelkie wycieczki, więc czasy szkoły średniej mam już nieźle udokumentowane. Kolega na drzewie w nałęczowskim parku zdrojowym, budząca drwiny babcia klozetowa z cmentarza powązkowskiego, której twarz mówiła: może i jestem wieśniaczką spod Iławy, pracuję jednak w stolicy, wy chamy z Psiej Wólki! Kolega miał ciemnię, mieliśmy papierosy, czasami wino, przychodziły koleżanki. Mrok nam sprzyjał. Krokus bez głowicy kolorowej do dziś leży w garażu. Mieszek szczelny, tuba niepordzewiała, farba młotkowa…

Babcia miała gest. Dostałem… Kodaka. Małpka, idiotkamera, nieważne, tradycyjna szpulka, ręczny naciąg, wbudowana lampa, ostrość od półtora metra! Materiały Kodaka, wywoływane w zakładach Kodaka. Każdy chłopiec powinien mieć swojego Kodaka! Śliczna barwna fotografia, jakże odległa od czasów słusznie minionych i materiałów ORWO, robiona, bo nie tworzona, a bynajmniej nie kreowana. Dużo, szybko, byle jak… Pamiętam może cztery zdjęcia: Ani, gdy kręciła shakera pięknymi długimi włosami, mamy, młodej wdowy, heroicznie walczącej o uśmiech, autoportret z gitarą i nagim torsem a’la Iggy Pop, Doroty, siostry, z instrukcją wspomnianego Kodaka w ząbkach… Dzięki niej odkryłem reportaż!

Komputer przywiozłem pociągiem… chyba. To był mały komputer. Te duże nie dorastały mu nawet do poziomu zasilacza. O digitalizacji zdjęć nie było nawet mowy. To nawet lepiej. Nie przetwarzałem. Malowałem, rysowałem, już nie ołówkiem na papierze A4 w kratkę. Grafika 3D pochłaniała sporo czasu, dając bajeczne wręcz możliwości bez konieczności wychodzenia z domu. Nie pamiętam zdjęć ze studiów, byłem zbyt zajęty kreowaniem scen, ustawiałem światła, kamery z dowolnym obiektywem, renderowaniem… I na tym złapała mnie era aparatów cyfrowych. Nieuniknioną koleją rzeczy było połączenie kilku umiejętności. Cykl okładek tygodnika NTI, dodatku do Kuriera Lubelskiego, dwa lata na rowerze z cyfrówką w kieszeni i photoshop rozpętujący cyfrowe tornado…

Stop. Czy w obrazkach jest Piotr? Nie patrzę poprzez witrynę sklepu z efektami cyfrowymi. Widzę oczami. Oko uzbrajam czasami w soczewki o różnych ogniskowych. Cała reszta to jedynie system przetwarzania i utrwalania obrazu. Okiem nie kieruje wyrafinowany system detekcji faz czy kontrastu, a mózg jest wydajniejszy od najnowszego procesora. Wbrew pozorom jestem analogowy. Steruje mną staroświecka biochemia i pierwotne impulsy elektryczne, wywołując zachwyt, wzruszenie, konsternację, smutek oraz takie emocje, których nazw nie znajdę w żadnym podręczniku psychologii, jednak nade wszystko – niezaspokojoną ciekawość chłopca widzącego kominkową Eksę.

Kolejne imprezy:

21 czerwca, godz. 18.00 – Studio im. Budki Suflera – Kryminalne czwartki w Lublinie –  spotkanie z Marcinem Wrońskim

22 czerwca, godz. 19.00 – Studio im. Budki Suflera – koncert P.Unity

29 czerwca, godz. 19.00 – Studio im. Budki Suflera – koncert Neal Cassady

Fot. RL

Exit mobile version