Brak miejsc noclegowych, jedne buty na całą drogę, konserwy w bagażach i chleb rozdawany po kryjomu – tak wyglądała piesza pielgrzymka na samym początku, czyli w latach osiemdziesiątych. Wiele się zmieniło, ale nie zmieniła się radość i wiara pielgrzymujących.
– W latach osiemdziesiątych miałem taki chlebak, który przerzuciłem przez ramie – wspomina ks. Mirosław Ładniak, przewodnik tegorocznej pielgrzymki. – To mnie bardzo piłowało. Wtedy musieliśmy nosić konserwy oraz wodę na trasie. Wszystko mieliśmy ze sobą, żeby można było normalnie funkcjonować. (…) Pielgrzymując wiele lat nigdy nie spałem w domu – dodaje.
– W tej chwili stodoła to praktycznie egzotyka. Jeżeli ktoś chce, to może sobie takie pomieszczenie załatwić, żeby przeżyć coś innego – opowiada jeden z pątników.
– Dużo było swobody, improwizacji – opowiada Radiu Lublin ks. Adam Galek (na zdjęciu z prawej) przewodnik lubelskiej pielgrzymki w latach 1982-1984. – Myślę, że ona nie zawsze wychodziła na dobre. Pamiętam, jak koło Włoszczowej jedna grupa poszła w jedną stronę, a druga w drugą. Wtedy chyba nadrobili 10 kilometrów więcej – dodaje.
Teraz Lubelska Piesza Pielgrzymka to sztab czuwający nad bezpieczeństwem pątników, służba czystości czy zdrowia. Jednak niezmienny pozostaje trud, jaki wykonują pielgrzymi wędrując do Częstochowy.
DaCh