Transplantacja przywraca życie

20190123 111431

Osoby po przeszczepie narządów z różnych zakątków Polski wzięły udział w spotkaniu opłatkowym w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Wojewódzkim imienia Papieża Jana Pawła II w Zamościu. Podczas wspólnego łamania się opłatkiem nie zabrakło wzruszeń, podziękowań i wymiany doświadczeń.

– Moja córka w wieku 9 miesięcy przeszła udaną operację przeszczepu serca w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu – mówi mama 12-letniej dziś Uli, pani Katarzyna. – Myślę o rodzicach dawcy. Zawszę się za nich modlę. Cieszymy się, że jesteśmy, żyjemy i możemy się spotkać w takim gronie. Jest tylko trójka niemowląt, które miały przeszczep serca, bo dzieci czekają, ale nie dostają serduszek. Nie ma dawców. Ale Ula miała szczęście. Ula to moja szóstka w Totolotka.

– Transplantacja przywraca zdrowie i życie. Jednak jest dziedziną, która nie ma racji bytu bez społecznego poparcia. Łączy ona tragedię śmierci z radością życia. Ktoś odchodzi, a ktoś żyje właśnie dzięki tej osobie – stwierdza Anna Gradziuk, koordynator ds. transplantacji zamojskiego szpitala.

– Jestem dwa lata po przeszczepie ręki. Czuję się coraz lepiej. Wróciłem do pracy. Dochodzę do coraz większej sprawności. To jest długa droga, bo był to pierwszy taki przeszczep na świecie. Jestem po badaniach rezonansem magnetycznym. Po dwóch latach w prawej półkuli mózgu wytworzyła się reprezentacja korowa, czyli mózg odbiera sygnały od ręki. Przedtem bardzo brakowało mi tej dłoni, bo ciężko było kogoś tak normalnie przytulić – opowiada Piotr Tchórz z Zamościa, który urodził się bez lewej dłoni.

– Jestem już 11 lat po przeszczepie nerki. Rok przed nim miałem usunięte nerki. Bardzo dobrze się czuje. Teraz mam po prostu drugie życie – mówi pan Ryszard.

– Dla osób, które dializują się trzy razy w tygodniu przez 20-30 lat, otrzymanie nerki to ogromny, ogromny postęp. Wracają do pracy, uczą się, zakładają rodzinę. Ale, jak mi opowiadają, zawsze myślą o swoim zmarłym dawcy. Chcą go uhonorować w ten sposób, że dbają o ten narząd – wyjaśnia Anna Gradziuk.

– Kiedy zaczynałem pracować, pobranie narządów było takim „dziwolągiem” prawnym, bowiem odbywało się w oparciu o rozporządzenie Prezydenta RP z 1929 roku. W tej chwili jest to jednak już nieźle uregulowane. Ośrodki przeszczepiające jednak są bardzo ostrożne. Chcą mieć zgodę rodziny dawcy, bowiem nie pragną mieć kłopotów – mówi prof. Krzysztof Marczewski, ordynator Oddziału Nefrologii, Endokrynologii Nadciśnienia Tętniczego i Chorób Wewnętrznych Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu.

Jak dodaje, transplantologia coraz bardziej się rozwija również w mniejszych ośrodkach. – Kiedyś to, co było normalne w Warszawie, teraz stało się normalne i w Zamościu. Najwięcej pacjentów, którzy funkcjonują z niewydolnością nerek, żyje właśnie dzięki przeszczepowi. Mamy ich ponad 100 – mówi prof. Marczewski.

– W Polsce istnieje zasada zgody domniemanej. Jeśli ktoś nie wyrazi sprzeciwu za życia, od każdej osoby, która skończy 18 lat, można pobrać narządy. Sprzeciw można zgłosić w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów. Ale zawsze przed pobraniem narządów pytamy rodziny: „jaka była wola zmarłego?” – stwierdza Anna Gradziuk. – Jeżeli chcemy pomóc osobom oczekującym na przeszczep, możemy wypełnić oświadczenie woli. Nie jest to dokument prawny, ale nasz testament, mówiący, co chcemy zrobić z naszymi narządami po śmierci. To bardzo ważna informacja dla rodziny. Dzięki niej zwalniamy rodzinę z obowiązku decydowania o naszym ciele

Takie oświadczenie woli powinniśmy nosić ze sobą razem z dokumentami.

W 2018 roku w Polsce przeszczepiono ponad 1390 narządów od 500 zmarłych dawców.

Na płuca oczekuje 113 osób, a przeszczepiono tylko 42. Najbardziej dramatycznie wygląda sprawa oczekiwania na przeszczep serca. W kolejce po nie czeka 459 osób, a przeszczepiono ich 147.

AlF / opr. ToMa

Fot. Aleksandra Flis

Exit mobile version