Niezwykła historia Marvel Comics (wyd. SQN) to książka, którą przegapiłem kiedy ukazała się sześć lat temu. Dość szybko została wyprzedana. Niedawno jednak na rynku pojawił się jej dodruk, więc postanowiłem nadrobić zaległości. I od razu zaznaczę, że polecam tę publikację wszystkim, którzy choć trochę interesują się historią komiksu, biznesem komiksowym w Ameryce oraz… tym, którzy 30 lat temu zaczęli zaczytywać się w komiksach TM-Semic i dokładnie pamiętają kto był redaktorem danego zeszytu, kto w nim robił literki, a kto rysował. Autor książki, Sean Howe, na podstawie kilkudziesięciu wywiadów z ludźmi z branży snuje absolutnie fantastyczną opowieść o historii jednego z największych przedsiębiorstw Stanów Zjednoczonych. Pełno tu niejednoznacznych postaci, zdrad, amerykańskich snów, rozstań i powrotów, walk o prawa autorskie i przeciwko cenzurze… Howe pisze o imperium Marvela chronologicznie, od skromnych początków w wesołej Zagrodzie, po korporację, składającą się z szeregu departamentów i odpowiedzialną nie tylko za komiksy, ale i szereg gadżetów na czele z taśmowo produkowanymi filmami. To z tej książki dowiedzieć się można o tym, że zafascynowany komiksami Marvela Federico Fellini odwiedził swego czasu Stana Lee, a całej sytuacji przypatrywał się Mario Puzo. Istnieje szansa, że po tej lekturze inaczej spojrzycie na Stana Lee. Na Jacka Kirby’ego również. Tytuł nie kłamie. Niezwykła historia Marvel Comics rzeczywiście jest niezwykła.
Przez chwilę pozostaniemy jeszcze w klimacie Marvela, ponieważ na rynku ukazał się drugi tom jednej ze sztandarowych serii wydawnictwa, święcącej triumfy za czasów scenarzysty Chrisa Claremonta, który pisał ją nieprzerwanie przez ponad 10 lat. X-Men, a mówiąc ściślej – Astonishing X-Men (wyd. Mucha Comics) Jossa Whedona i Johna Cassadaya to bardzo współczesne spojrzenie na mutantów Marvela, ale nie odżegnujące się nawiązań do tradycji, w tym właśnie numerów pisanych przez Claremonta. Jednak podczas gdy Claremont lubował się w przesadnej melodramatyzacji, Whedon stawia na proste dialogi i dynamiczną akcję, które połączone dają podobnie emocjonalny efekt. X-Men na łamach tego wydania walczą z demonicznym Hellfire Club oraz muszą uporać się z posądzeniem jednego z członków zespołu o zbrodnię przeciwko planecie. Whedon nie boi się postawić wszystkiego na głowie i przedefiniować bohaterów słynących dotychczas z twardej charakterystyki. To na łamach tej serii twardy jak skała i szybki jak strzała Wolverine chowa się za spódnicą swoich koleżanek, uciekając przed – jak sam go określa – niebieskim łosiem. Whedon wraz z realistycznie rysującym Cassadayem przygotowali więcej podobnych smaczków, tworząc jeden z najciekawszych komiksów o mutantach w całej ich historii. Wszystko podane jest tutaj z rozumem, niczego nie jest za dużo, a bywa, że jest wręcz kameralnie. Dla fanów mutantów to pozycja obowiązkowa.
Na deser coś spoza uniwersum, które dało nam Spider-Mana i Kapitana Amerykę: Ghost Money (wyd. Non Stop Comics) to futurystyczny dramat szpiegowsko-obyczajowo-antyterrorystyczny. Autorzy – Thierry Smolderen i Dominique Bertail – od początku albumu atakują mnóstwem wątków, które wraz z upływem stron zaczynają łączyć się w całość. Z jednej strony mamy dużo militarnych działań, powiązanych ze skarbem Al-Kaidy, z drugiej – perypetie kompletnego szaraczka, bohaterki z tłumu, która wiedziona uczuciem do niezwykle bogatej arystokratki zaczyna coraz bardziej wnikać w niebezpieczny świat. Polityka, władza, terroryzm, wojna, a w tym wszystkim definiujące się uczucie. W opisywaniu tego skomplikowanego świata scenarzyście zdarza się czasem odlecieć, ale generalnie dobrze sprawuje kontrolę nad fabułą. Rysownik zaś konsekwentnie trzyma się stylu realistycznego, stworzonego do tego rodzaju opowieści. Koneserom gatunku album Ghost Money powinien przypaść do gustu.