„Wiesz, Gordon, wyczuwam w tym coś dziwnego, jakby… jeden hermetyczny dowcip dla znawców literatury” – mówi główna bohaterka Neonomiconu (wyd. Egmont Polska) do swojego służbowego partnera. I ma nosa, bo scenariusz do tego komiksu napisał przecież Alan Moore, mistrz cytatu, mag z Northampton, który popkulturę ma w jednym paluszku. W Neonomiconie garściami czerpie z Lovecrafta, do którego z jednej strony pisze makabryczny list miłosny, ale jednocześnie uwypukla to, co u mistrza grozy było dotychczas ledwie zasygnalizowane. Efektem jest niezwykle brutalna i przesycona autentyczną grozą historia agenta federalnego, który pracując nad sprawą piętnastu bestialskich morderstw, dociera na skraj szaleństwa. Jego tropem wyrusza para kolejnych agentów, która również nie ma lekko. Rysunki do albumu wykonał Jacen Burrows. Na pierwszy rzut oka są to niczym nie wyróżniające się prace. Przy drugim rzucie zyskują – podczas lektury proszę zwrócić uwagę na różnice w kompozycji plansz i sposobie kadrowania w obu częściach. Przy trzecim rzucie zyskują jeszcze bardziej – nie ma w nich fajerwerków graficznych, jest za to pokora i podporządkowanie się rytmice, wyznaczonej przez scenarzystę. Fani Lovecrafta będą zachwyceni. Fani Moore’a też będą zachwyceni. A ci, którzy nie są fanami żadnego z wymienionych panów, także raczej nie powinni narzekać, bo nie trzeba znać ich wcześniejszych dokonań, by dobrze bawić się podczas lektury. Ostrzegam jednak, że jest to album dla dorosłych czytelników o jeszcze bardziej dorosłych nerwach.
Znacznie bardziej wyciszone emocje serwuje kolejny album z uniwersum Marka Millara, brytyjskiego scenarzysty, który z uporem maniaka konstruuje fabuły na bazie już powstałych rzeczy, filtruje je przez swoją wyobraźnię i oddaje w ręce utalentowanych rysowników. Komiks zatytułowany Odrodzona (wyd. Mucha Comics), z rysunkami Grega Capullo, to wariacja na temat tego, co nas czeka po śmierci. Wariacja, która będzie starała się nas przekonać, że gdy wyzioniemy ducha, trafimy do świata fantasy, w którym spotkamy większość naszych bliskich i będziemy mogli wykazać się bohaterstwem walcząc z różnej maści potworami. Baśniowy klimat, więzy rodzinne i efektowna szata graficzna. Nie jest to Millar tak dobry jak w Gwiezdnym blasku czy Dziedzictwie Jowisza, ale też nie schodzi poniżej ustalonego algorytmem poziomu. Ładne rysunki Grega Capullo na plus, beznadziejna okładka – na minus, scenariusz – gdzieś pomiędzy. I właśnie gdzieś w połowie dotychczasowej stawki Uniwersum Millara umieściłbym ten komiks, co nie zmienia faktu, że i tak jest to album lepszy od większości współczesnych dokonań uniwersum Marvela czy DC. Plany co do komiksów Millara Mucha Comics ma spore i sądzę, że warto zainteresować się każdą nitką scenopisarską, jaką ten autor postanowi rozpocząć.
A teraz Kłamstwo i jak to robimy (wyd. timof comics). Tommi Parish. Komiks niesamowity plastycznie i intrygujący treściowo. Traktuje o życiowej sprawie: przypadkowym spotkaniu dwóch niegdyś bliskich sobie osób po latach. Wspólnie spędzony wieczór i przykładanie przeszłości do teraźniejszości. No i właśnie: zawód związany z tym, że nastoletnie sympatie nie przetrwały próby czasu? czy może radość z faktu, że życie potoczyło się własnym torem? A może raczej uświadomienie sobie, że pewnych rozmów po prostu wolelibyśmy nie przeprowadzać? Parish pokazuje zarówno chwile żałosnej degrengolady między starymi kumplami, jak i momenty, w których narasta niekrępująca cisza. Niekrępująca cisza. Są tacy, dla których jest ona nieosiągalna. Są też tacy, którym tego rodzaju cisza nie sprawia problemu. Tą ciszą Tommi Parrish mnie ujęła. Oraz niesamowitą warstwą graficzną, która idealnie balansuje pomiędzy uczuciami z przeszłości i teraźniejszości.
A na deser coś o czym na pierwszy rzut oka można powiedzieć, że jest francuską mangą. Brzmi to dość pokracznie, ale ma w sobie dużo prawdy, ponieważ Last Man (wyd. Non Stop Comics) to subtelna esencja: styl i dynamika w jednym. Bardzo prosta historia, obracająca się wokół uczestników pewnego turnieju w pewnym królestwie, z pewnym dzieciakiem, pewną jego piękną matką oraz pewnym buntowniczym osiłkiem, zrealizowana jest po mistrzowsku. Za rysunki w tym komiksie odpowiedzialny jest Bastien Vives, autor Poliny i współautor cyklu Za imperium. Gdzie nie pójdzie, tam robi świetną robotę. I tutaj także. Dynamiczne, podporządkowane formie kadry, genialna przestrzeń, dynamiczne sceny walk i odpowiednio akcentowane grymasy twarzy podczas płomiennych dyskusji. Widzę w tym komiksie mnóstwo umiejętności wykorzystywanych niezwykle swobodnie.