Lubelski radny Marcin Jakóbczyk pyta prezydenta miasta o racjonalność i celowość postawienia dwóch parkletów w centrum miasta. Chociaż powinny zostać do użytku już dawno, wciąż są niedokończone.
Parklety to tzw. ogródki kieszonkowe, niewielkie miejsce odpoczynku dla pieszych, odpowiadające na niedostatek zieleni w centrum miasta. Na razie lubelskie parklety to otoczone siatką betonowe siedziska, w środku których posadzona jest roślinność. Obok bryły z betonu są też donice z nasadzeniami. Parklety znajdują się obok budynku Ratusza i na ulicy Świętoduskiej.
Koszt powstania parkletów wyceniono na 202 tysiące złotych. – Kwota jest absurdalnie gigantyczna – mówi radny Marcin Jakóbczyk. – Pytanie brzmi: ile standardowych, drewnianych ławek moglibyśmy postawić za te pieniądze? Do tego dochodzi posadzenie drzew. A z tego, co się orientuje, koszt posadzenia jednego drzewa w centrum miasta wynosi około 3 tysięcy złotych. Ilość takich ławek i drzew byłaby dużo większa, praktyczność też jest ogromna. Oczywiście o gustach się nie dyskutuje, ale parklet nie jest to jakieś dzieło sztuki, które sprawia, że siądę sobie na nim z wielką przyjemnością. Nie wiem, kto będzie to tak naprawdę użytkował. Mówi się, iż parklet ma poprawić ilość zieleni w mieście. Jest to absurdalne, biorąc pod uwagę, że będzie to wielki betonowy twór, z takim „kwiatkiem do kożucha” w postaci roślinności.
– Czy jest to funkcjonalne i estetyczne, będzie można przekonać się dopiero, kiedy te parklety zostaną ukończone i będzie można z nich korzystać. Istnienie elementu zielonego jest zawsze pozytywne. Natomiast jeśli chodzi o element zielony w Lublinie, w mieście jest wiele osób niezadowolonych z liczby wycinanych drzew. A badania naukowe pokazują, że trudno jest zastąpić jedno duże drzewo nasadzeniami, nawet w ogromnych ilościach – uważa Małgorzata Michalska-Nakonieczna, historyk sztuki.
– Poza tym parklety są postawione w miejscach totalnie nieprzemyślanych, czyli niezacienionych. Wiem, że tu ma być położone bardzo drogie drewno, podobno egzotyczne i trwałe. Tylko to drewno nie zmienia faktu, że będzie to beton, o który będziemy się opierać – dodaje radny Marcin Jakóbczyk.
– Koszt tych parkletów to cena projektu wyznaczona w ramach Zielonego Budżetu i przygotowana przez zespół ekspercki, który to zadanie wyceniał. Mamy tutaj do czynienia z tzw. ogródkiem kieszonkowym w centrum miasta. Jest to rozwiązanie tworzone w miejscach, gdzie zieleni miejskiej jest mało i nie może ona powstać w innej formie. Ponieważ jest to innowacyjne rozwiązanie, nie stosowane jeszcze bardzo szeroko, tłumaczy to wysokość kwoty, którą wdajemy na parklety – odpowiada Grzegorz Jędrek z Biura Prasowego w Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin.
– Producent może sobie pozwolić na dyktowanie wyższych cen, jeżeli coś jest ostatnim krzykiem mody – wyjaśnia Małgorzata Michalska-Nakonieczna.
Większości mieszkańców Lublina, zapytanych przez naszą reporterkę, koncepcja parkletów się podoba. – Jest bardzo ładne. Tylko, żeby było to użytkowe. Stoją jednak za bardzo na słońcu. Powinny być trochę w cieniu, ale ogólnie pomysł jest fajny. Średnio mi się podoba, bo są na słońcu. Gdyby miały daszek, byłyby idealne; jest fajny widoczek, można sobie popatrzeć na Bramę Krakowska – mówią.
Nieco inaczej jest w przypadku ceny. – Są stanowczo za drogie. Nie siadałabym na takim drogim. Jestem zszokowana. To jest za dużo. Można by te pieniądze przeznaczyć na dom dziecka czy pomoc zwierzętom, a nie na siedziska – stwierdzają lublinianie.
Pierwotna data wykonania parkletów to… sierpień ubiegłego roku. Od tego czasu naliczane są kary umowne. Przy ulicy Świętoduskiej rozpoczął się kolejny etap prac, polegający na montażu drewnianych siedzisk i oparć. Następnie zostanie zamontowany drewniany podest.
Elementy drewniane przy Ratuszu zostaną przymocowane po zakończeniu prac przy Świętoduskiej. Każdy etap prac musi zostać zatwierdzony przez architekta i inspektora nadzoru.
LilKa / opr. ToMa
Fot. Liliana Kaczmarczyk