Miał być rośliną pastewną, okazał się zmorą dla kolejnych pokoleń

20190618 123029

Średnica łodygi tej rośliny potrafi osiągnąć grubość ręki, a substancje, które wydziela – spowodować oparzenia nawet drugiego i trzeciego stopnia – barszcz Sosnowskiego wciąż jest niebezpieczny.

Powszechnie występująca i niezwykle trudna do wytępienia roślina występuje na terenie całej Polski. Na Lubelszczyźnie w dużym natężeniu można ją spotkać na południowym wschodzie, m.in. w gminie Lubycza Królewska w powiecie tomaszowskim.

– Do Polski barszcz trafił w latach 50. XX wieku jako roślina pastewna – mówi specjalista służby leśnej w Nadleśnictwie Tomaszów, Karol Jańczuk. – Wszyscy pokładali nadzieję, że znaleziono idealną roślinę pastewną dla wszelakiego bydła. Niestety szybko się okazało, że po wprowadzeniu do ówczesnych PGR-ów, barszcz oprócz swoich niewątpliwych zalet posiada też ogromne wady. Przy zbiorach łodygi nie chcą się kosić, a roślina jest niesamowicie ekspansywna – porasta nie tylko pola uprawne, ale też okoliczne rowy i łąki. Zaczęły też powstawać przypadki oparzeń wśród ludzi pracujących w barszczu. Postanowiono zlikwidować uprawy, ale było już za późno.

Ogromny i niebezpieczny

– Barszcz może dorastać do 4-5 m., ma charakterystyczne drobne kwiaty w postaci baldachimów o średnicy nawet 50 cm oraz duże liście nawet o wielkości 1,5 m. – wyjaśnia Stanisław Jaślikowski, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Zamościu. – Niestety roślina jest bardzo groźna ponieważ wydziela olejki eteryczne nawet w odległości kilku metrów.

– Przypadki oparzeń zdarzają się, ponieważ barszcz potrafi oparzyć bez dotykania – dodaje Jańczuk. – Niebezpieczną substancją są związki zwane furanokumarynami. W kontakcie z ludzką skórą powodują niesamowite uwrażliwienie na światło ultrafioletowe. Dlatego naszą skórę parzy zwykłe światło słoneczne. Teraz kiedy jest ciepło, a powietrze wilgotne, nie musimy bezpośrednio dotykać barszczu, żeby zostać poparzonymi.

Problem całej gminy

– Barszcz od kilkudziesięciu lat jest problemem dla mieszkańców całej gminy. Gdy zniszczymy go na jakieś powierzchni to obok jest rozsiewany. Niestety jest to walka z wiatrakami – przyznaje Marek  Łuszczyński, burmistrz Lubyczy Królewskiej. – Będziemy wnioskować o przyznanie dotacji na bardziej kompleksowe niszczenie barszczu na terenie gminy. W tym roku wystosowałem apel do mieszkańców, aby w miarę możliwości, niszczyli go na własnych posesjach. Myślę, że odniesie to jakiś skutek.

To nie są zwykłe oparzenia

– Dokładając fakt, że objawy poparzenia potrafią się pokazać od kilkunastu minut do kilku godzin, gdy wciąż możemy przebywać w pobliżu barszczu, sprawia, że ludzie nie są świadomi narażania się na ekspozycję toksyn. Poparzenia te goją się fatalnie, długo, bo nawet kilka lat, a skóra się przebarwia – dodaje Jańczuk.

– Jeśli mamy kontakt z rośliną to pojawiają się oparzenia, które przechodzą w rany. Jeśli nie ma pęcherzy zaczynających się rozlewać to trzeba jak najszybciej obmyć skórę dużą ilością wody z mydłem i chronić przed słońcem – radzi Jaślikowski.

– Sieje się to i roznosi coraz gorzej. Za czasów PGR-ów sprowadzili to z Rosji, zasieli 17 ha. Słabo to im zeszło, ale po kilku latach odbiło i teraz wciąż z tym walczymy i nie dajemy rady – zauważają mieszkańcy.

Jeśli zobaczymy tę charakterystyczną roślinę, warto zawiadomić gminę lub straż miejską.

AlF

Fot. Aleksandra Flis

Exit mobile version