Sprawdzamy co słychać w kilku seriach, o których była już mowa w audycji. Pierwszą z nich jest Deadly Class (wyd. Non Stop Comics) Ricka Remendera i Wesa Craiga. Dla pierwszego tomu nie byłem zbyt łaskawy, choć znalazłem w nim pewne sytuacje, które mogły zwiastować poprawę. Drugi album serii traktującej o dzieciakach prominentnych kryminalistów trenujących w szkole zabójców przemówił do mnie znacznie bardziej. Jego tytuł to Dzieci Czarnej Dziury, a czas akcji to rok 1988. No i przerzucanie się subkulturowymi manifestami końcówki lat 90. jest niezwykle jasnym punktem tego albumu. Wszyscy tu cos z siebie wypluwają: zaczyna się od pozerów, przenosi na punkowców i komiksiarzy, a kończy na wiejskim etosie pikoków z amerykańskich przyczep. Te sprawy, wśród dzieci czarnej dziury, Remender zresztą elegancko rozgrywa na milczącym drugim planie, gdzie Głowa do wycierania Davida Lyncha i London Calling The Clash rywalizują z New Kids on the Block. Ryzykowny pomysł wyjściowy całej historii, który tak bardzo skrytykowałem omawiając pierwszą część serii, teraz już mi nie wadzi. Być może przez przeleżenie, a być może przez to, że tutaj już się nim nie epatuje i stał się po prostu przebogatym krajobrazem dla wszystkich tych wariackich zdarzeń. Bohaterowie zaczęli żyć własnymi życiami. Okazało się, że są to postaci z krwi i kości. Autorzy powoli odsłaniają ich przeszłość i kreślą bieżące relacje. Nie brak emocji i znakomitych dialogów. Humor pojawia się dość rzadko, ale kiedy już się pojawia, to śmieszy – nawet jeśli wzięty jest z kolekcji dowcipów z tzw. niższej półki. Drugi tom Deadly Class rewiduje moją opinię o serii. Wrzucam ją na półkę z komiksami, które zdecydowanie warto śledzić i których poziom zwyżkuje.
Drugiej odsłony doczekała się także Oblivion song – Piesń otchłani (wyd. Non Stop Comics) Ricka Remendera i Lorenza De Felici. I tutaj również dopadło mnie „prawo dwójki”, czyli bardziej przyjazne nastawienie do serii po obyciu się ze światem przedstawionym i bohaterami. Przypomnę: ten komiks to postapokalipsa polegająca na przenikaniu się wymiarów. Pewnego dnia centrum Filadelfii przeniosło się do innego wymiaru, a w jej miejsce pojawiła się zupełnie nowa rzeczywistość, z groźną florą i fauną. Między wymiarami zaczęli kursować badacze, a jednym z nich w pierwszym tomie kierowała chęć odnalezienia zaginionego brata. Nie będzie tajemnicą jeśli powiem, że chłopaki w końcu się odnaleźli – oczywiście po solidnej dawce cliffhangerów i emocjonalnie naładowanych scen. I to ich odnalezienie się stało się przyczynkiem do wątku przewodniego tego albumu: wyliczenia wad i zalet życia w dzikim, innym wymiarze. Czy ludzie, którzy w wyniku eksperymentu tam się przenieśli rzeczywiście potrzebują ratunku? A może żyje im się lepiej w porównaniu ze starym, zgorzkniałym światem? Bracia stają w tej potyczce po przeciwnych stronach barykady. Padają oskarżenia o fanatyzm, dochodzi do aktów terroru. Scenarzysta wykazuje się jednak obiektywizmem i wybiera bramkę numer trzy. Jaką? Warto sprawdzić. Pieśń otchłani to seria z gatunku rozrywkowych i w tej kategorii radzi sobie całkiem nieźle.
Natomiast w tej kategorii niezmiennie rządzi Usagi Yojimbo (wyd. Egmont Polska), nawet jeśli danie z króliczym samurajem jest zdecydowanie odgrzewane. Polski edytor zdecydował się na reedycję przygód Miyamoto Usagiego w innej niż dotychczas formule: zbiorczej, niemal 700-stronicowej. Drugi album zawiera historie opublikowane w albumach Pory roku, Ostrze bogów i Szare cienie. Szesnastowieczna Japonia, samotny ronin przemierzający kraj w poszukiwaniu spokoju ducha, antropomorficzne postaci oraz solidna dawka japońskiego folkloru i obyczajowości. Usagiego nie trzeba przesadnie przedstawiać. Stan Sakai znajduje się tu w najwyższej formie. Ten komiks to lektura z kategorii obowiązkowych.
A na deser wyjdę na chwilę poza komfortową strefę rozrywki. Morze Aralskie (wyd. timof comics) to zestaw kilku nastrojowych, poetyckich historii napisanych przez Jose Carlosa Fernandesa, a narysowanych przez Roberto Gomesa. Jedne są bardziej konkretne, inne mniej. Wszystkie jednak bardzo fajnie czerpią z komiksowych szat, elegancko ubierając w nie takie formy jak wywiad czy opowiadanie. Osobiście najlepiej bawiłem się przy niezwykle interesujących kawałkach, których fabuły można domyślić się po tytułach: Ubrania zmarłego oraz Zapomniana sztuka pływania w górę rzeki. Fernandes, którego prace były w Polsce wielokrotnie publikowane, a najsłynniejszym jego dziełem wciąż jest znakomita Najgorsza kapela świata, nie pokazuje tu pełni swoich możliwości. Ale za to umożliwia to rysownikowi. Gomes dostaje mnóstwo pretekstów do długich, niemych podróży przez komiksowe plansze, jak również do kilkukrotnej zmiany stylu rysowania. Dzięki temu Morze Aralskie jest swego rodzaju portfolio rysownika, a jednocześnie komiksem dla czytelników poszukujących zdecydowanie poetyckich wrażeń.