W Lublinie upamiętniono ofiary rzezi wołyńskiej. Ludobójstwo dokonywane na Polakach przez ukraińskich nacjonalistów nasiliło się w lipcu 1943 roku. Największą akcją przeprowadzoną przez UPA była tzw. „krwawa niedziela” – 11 lipca 1943 roku.
Ale lipiec 1943 roku to także szczęśliwe przedarcie się przez okrążenie ukraińskie obrońców Huty Stepańskiej wraz z cywilami. Ziemia z tej miejscowości znajduje się w postumencie pomnika Ofiar Wołynia w Lublinie, przy którym odbyły się główne uroczystości.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Lubelskie obchody 76. rocznicy zbrodni wołyńskiej, 17.07.2019, fot. Piotr Michalski
Wcześniej jednak odprawiono uroczystą mszę w kościele garnizonowym w Lublinie. Homilię wygłosił ksiądz Tomasz Trzaska. – 76 lat temu, podczas tak zwanej „krwawej niedzieli”, w polską ziemię wsiąkła polska krew. Krew niewinnych, krew potraktowanych jak Abel, jak marność, jak nieważność. Stało się tak z zazdrości, która przerodziła się w nienawiść i na lata zmieniła pola uprawne w cmentarze – mówił podczas homilii ks. Trzaska.
– To rocznica niezwykle dramatyczna i tragiczna. Lipiec 1943 roku to apogeum mordu na naszych rodakach na Wołyniu, a później w Małopolsce Wschodniej. To zbrodnia i ludobójstwo niezwykłe ze względu na swoje okrucieństwo. Zadany tam ból trwał przez dziesiątki lat. To chyba ksiądz Isakowicz-Zaleski powiedział, że tych ludzi mordowano dwa razy: pierwszy raz wtedy, a później dziesiątkami lat niepamięci – mówił obecny na lubelskich uroczystościach prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Jarosław Szarek. – Długo czekaliśmy na ten czas, żeby w tak godny sposób móc upamiętniać ofiary. Myślę, że nadejdzie jeszcze taki czas, iż w miejscach, gdzie były one mordowane, staną krzyże i odbędą się pogrzeby. Długo czekaliśmy na prawdę o tym ludobójstwie. Jesteśmy cierpliwi; będziemy dalej czekać. Jesteśmy to winni tym ofiarom, bo one ginęły tylko za to, że były Polakami.
W uroczystościach wzięli udział także świadkowie zbrodni sprzed 76 lat. – Ukraińcy zorientowali się, że rano z komina idzie dym, więc ktoś tam mieszka. Mieszkaliśmy w Dolsku i ciągle ktoś musiał stać na dworze. Przybiegła siostra i krzyczy: wozami jadą banderowcy. Uciekliśmy do lasu. Upowcy pojechali na Julianów. Patrzymy, że wywlekają trzy osoby za stodołę. Okrążyła ich kupa banderowców. Strzałów nie było. Zakłuli tych ludzi nożami albo bagnetami. Ukrainiec, który nam pomagał, powiedział do mojego ojca: Michał uciekaj, bo rodzinę ci zabiją i moją rodzinę wybiją – opowiada Stefan Wiechnik, który wraz z rodzicami mieszkał na Wołyniu w miejscowości Dolsk.
Dziś mija 76. rocznica kulminacyjnego momentu obrony przed ukraińskimi nacjonalistami polskiego ośrodka samoobrony w Hucie Stepańskiej, dzięki której ocalało kilka tysięcy Polaków.
– Rano 17 lipca 1943 roku UPA przypuściła zasadniczy atak na Hutę Stepańską. Natarcia upowców i uzbrojonego chłopstwa z trudem odpierało 500 obrońców miejscowości. W nocy z 17 na 18 lipca dowództwo samoobrony krytycznie oceniało swoje położenie. Podjęto decyzję o przebijaniu się przez pierścień okrążenia w kierunku północnym. Przez noc uformowano kolumnę. Na wozy załadowano kobiety, dzieci, chorych i starców oraz część dobytku. Kolumna liczyła 5 tysięcy osób. Nad ranem 18 lipca wszystkie siły samoobrony zaatakowały na odcinku północnym, odrzucając oddziały UPA na boki. W powstały korytarz wdarła się 3-kilometrowa polska kolumna – opowiada Zdzisław Koguciuk, inicjator budowy pomnika Ofiar Wołynia w Lublinie.
Historycy szacują, że z rąk Ukraińskiej Powstańczej Armii w latach 1943-1945 mogło zginąć około 100 tysięcy Polaków.
JZoń / opr. ToMa
Fot. Piotr Michalski