To wtedy narodziła się międzyludzka solidarność. 39. rocznica Lubelskiego Lipca

solidarnosc 2

Trwają obchody 39. rocznicy Lubelskiego Lipca 1980. Dziś (11.07.) złożono kwiaty przy Pomniku Wdzięczności, znajdującym się w miejscu dawnych Lubelskich Zakładów Naprawy Samochodów – jednego z tych zakładów, które jako pierwsze przystąpiły do strajku.

ZOBACZ ZDJĘCIA: 39. rocznica Lubelskiego Lipca. Złożenie kwiatów pod Krzyżem Wdzięczności, Lublin, 11.07.2019, fot. Piotr Michalski

Była to też okazja do wspomnień dni sprzed 39 lat. Przewodniczący Regionu Środkowowschodniego NSZZ „Solidarność” Marian Król, przypomniał, że 11 lipca strajki były już w toku. – 11 lipca 1980 roku trwały masowe strajki na Lubelszczyźnie. Tego dnia brało w nich udział już około 80 zakładów. To był ten czas, kiedy rodziła się już nierozerwalna więź solidarności międzyludzkiej. Już wtedy ludzie zrozumieli, że razem mogą zmieniać to, co jest złe. Wówczas walczyliśmy nie tylko o to, żeby kotlet był tańszy. Był on tylko swego rodzaju iskrą zapłonową. Chodziło o sprawy bardziej fundamentalne – mówił Marian Król.

– 10 lipca, kiedy dowiedzieliśmy się, że w Świdniku wybuchły strajki, a w Lublinie wzrosły ceny wszystkich artykułów spożywczych, nastąpiło wzburzenie załogi Lubelskich Zakładów Naprawy Samochodów. A punktem zapalnym był tym razem nie kotlet, jak miało to miejsce w Świdniku, ale „szmaty”. Robotnicy dostawali zwykłe ścierki, a pracownicy umysłowi ręczniki frotte. To było w tym czasie wielką niesprawiedliwością i wywołało strajk. 10 lipca stanęły wszystkie wydziały LZNS – opowiada Ryszard Blajerski, członek komitetu strajkowego, późniejszy wiceprzewodniczący zakładowej „Solidarności”.

– Tak naprawdę nie chodziło jednak o te „szmaty”. Chcieliśmy żyć w wolnym kraju; żebyśmy nie musieli zanosić 100 kilogramów makulatury, by móc kupić książki Mickiewicza. Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, jak wyglądała komuna, ale w tamtym czasie było strasznie. Nie wiedzieliśmy, czy te strajki nie skończą się „wyjazdem na białe niedźwiedzie” albo aresztowaniami. Trzeba było sporo odwagi – dodaje Ryszard Blajerski.

Niedługo po wybuchu strajku w Lubelskich Zakładach Naprawy Samochodów rozpoczęły się negocjacje z władzą. – Nie wszyscy strajkujący byli chętni, żeby na nie pójść, bo ludzie się bali. W tamtym okresie trzeba było być odważnym, jeśli się coś robiło dla ludzi. Dużo pracowników się wycofało. Zostało nas kilkunastu, ale musieliśmy iść, bo robiliśmy to dla innych. Zaprowadziłem tych ludzi na świetlicę. Tam siedliśmy – po jednej stronie my, po drugiej władza. Po tej drugiej stronie były: dyrekcja, PZPR i oficjalne związki zawodowe. Dopiero w następnych dniach przyjechali przedstawiciele Zjednoczenia – opowiada ówczesny pracownik zakładów, Henryk Świątkowski.

Protesty rozpoczęły się 8 lipca 1980 r. w WSK-Świdnik, gdy robotnicy dowiedzieli się o podwyżce cen w zakładowej stołówce. a 10-11 lipca strajki „doszły” do Lublina. Po kolei strajkowały różne przedsiębiorstwa. Najpierw Lubelskie Zakłady Naprawy Samochodów, a potem największa fabryka Lubelszczyzny, czyli Fabryka Samochodów Ciężarowych. W ciągu kilku dni strajki objęły całą Lubelszczyznę. Strajkowało około 150 zakładów.

Jak podkreślają historycy, doświadczenia Lubelskiego Lipca wykorzystali w sierpniu 1980 r. robotnicy na Wybrzeżu. A potem narodziła się „Solidarność”.

JZoń / opr. ToMa

Fot. Piotr Michalski

Exit mobile version