3 tysiące litrów nieczystości na sekundę płynie do Wisły. W Warszawie doszło do awarii kolektora przesyłającego ścieki do oczyszczalni „Czajka” na Białołęce. Miejscowy ratusz zdecydował więc o kontrolowanym zrzucie nieczystości do rzeki. Jakie były przyczyny tej awarii i jakie są możliwe skutki?
Gościem Radia Lublin był dr inż. Witold Adamowski (na zdjęciu – w tle „Czajka”) z Katedry Chemii Fizycznej i Fizykochemicznych Podstaw Inżynierii Środowiska Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, który w warszawskich wodociągach pracował od 2005 do końca 2012 roku.
– Problem jest złożony. W 2005 roku Warszawa, zarządzana ówcześnie przez Hannę Gronkiewicz-Waltz, otrzymała możliwość wykorzystania dofinansowania unijnego na budowę układu przesyłowego. Rozwiązanie to miało postawione przez Unię Europejską określone wymaganie: zanim układ zostanie wybudowany, jego ostateczny zakres będzie przeanalizowany pod względem matematycznym. Do tego służą modele sieci wodociągowej i kanalizacyjnej. Wówczas zostały one zbudowane i na tej podstawie powstała opinia zalecająca średnicę kolektorów dolotowych do Oczyszczalni Ścieków „Czajka”. Chodzi o tzw. układ przesyłowy – wyjaśniał ekspert.
– Awaria nastąpiła po lewej stronie Wisły. Tam są bardzo trudne warunki. Układ należy tutaj projektować tak, by był sprawny hydraulicznie. Możemy to porównać do solidności samochodu, który mając określone wyposażenie, spełnia swoją rolę. Tu powstało nagle zjawisko awarii dwóch kolektorów dolotowych – dodał gość.
– Przyjmę trzy założenia. Po pierwsze to zaniechania w trakcie budowy, czyli nieliczenie się z zaleceniami. Po drugie – zastosowanie niewłaściwego materiału. I po trzecie wreszcie – wystąpienie zjawisk, które są związane z hydrodynamiką. W ramach tej ostatniej na Politechnice Warszawskiej prowadzone były analizy syfonu. Chodziło o sedymentację [to gromadzenie osadów w wyniku deponowania materiału okruchowego, działalności organizmów, wytrącania z roztworu wodnego – przyp. red.]. Sprawdzano, czy zanieczyszczenia niesione przez brudną wodę nie zaczną się osadzać na dnie rur, a przez to blokować przepływ – tłumaczył dr inż. Adamowski.
– Jeśli odwołamy się do porównania, że wrzucamy tabletkę trucizny do małej szklanki lub dużego wiadra, to od razu rozumiemy, że nagłe pojawienie się tych ścieków nie spowoduje, że Warszawa zamiera. Nieczystości trafiają jednak do Wisły i przy wyższym stężeniu mamy niemalże katastrofę ekologiczną. Stolicy to nie zagraża, bo ma ona ujęcia powyżej zrzutu ścieków. Natomiast od góry, tj. począwszy od Warszawy aż po sam Gdańsk istnieje szereg ujęć powierzchniowych. To takie, które czerpią wodę wprost z rzeki Wisły do celów spożywczych. Skutki mogą więc być bardzo poważne: te środowiskowe, jak i dla zdrowia ludzi – ostrzegał.
– Każdy system rzeczny ma zdolności do samoregeneracji. Taka jest natura. Wisła może sama się oczyścić. Pozostaje jednak kwestia czasu. Kto w wyniku takiego potężnego skażania będzie musiał na tym cierpieć i w jakim stopniu? – pytał ekspert. – Jeszcze nie potrafimy odpowiedzieć na te pytania. Ostateczne skutki dopiero dadzą o sobie znać. Dlaczego do tego dochodzi, skoro to tak niebezpieczne dla zdrowia i życia ludzi?
– Tego typu zdarzenia będą miały miejsce. Zawiedli tutaj zarówno ludzie, jak i urządzenia. Z wcześniej wspomnianej opinii wynikało, że układ przesyłowy swoją minimalną średnicę powinien mieć większą niż ta, która została zrealizowana. Średnice rur, które w tamtym okresie były położone, powinny być większe. Nie potrafię w tej chwili wskazać, kto wówczas podjął inną decyzję – przyznał gość.
– Skupiamy się teraz na samej Oczyszczalni Ścieków „Czajka” na Wiśle. Tymczasem mamy do czynienia z szeroką grupą problemów. Obejmuje ona wodociągi i kanalizacje rozumiane jako przedsiębiorstwa. Mówimy wiele o nieprawidłowościach w funkcjonowaniu samorządów. Tam na eksponowanych stanowiskach prezesów i członków zarządów zatrudnia się ludzi, którym brak kompetencji. Miało to miejsce również i w Warszawie. Te niedostatki kumulują się. Ponadto w większości firm wodociągowych w ogóle nie buduje się systemów ostrzegawczych przed tymi awariami. Jest to możliwe i mówię to z autopsji. O wielu lat postuluję tworzenie systemów ostrzegawczych wspólnie z prof. Andrzejem Kuczumowem i prof. Tomaszem Białopiotrowiczem. My to już budujemy. Mamy dobrane technologie i opracowaną architekturę takich systemów. Problem jest w tym, że nikt nie okazał nam żadnego wsparcia i nie zainteresował się naszymi badaniami. Robimy to z prywatnych pieniędzy – podsumował dr inż. Witold Adamowski.
Z gościem rozmawiał Łukasz Grabczak.
ŁuG / opr. MatA
Fot. materiał nadesłany