W jaskini Wielka Śnieżna trwa akcja ratunkowa, której celem jest wydobycie na powierzchnię dwóch uwięzionych w niej grotołazów. O tym, jak trudna jest to akcja i jakie są szanse na jej powodzenie opowiada na antenie Radia Lublin były ratownik górski, który pomagał uwięzionym w jaskiniach. Z aspirantem Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie Marcinem Fatlą, pochodzącym z Kościeliska, rozmawia Sebastian Pawlak.
Na czym polega trudność akcji ratowniczych prowadzonych w jaskiniach?
– Ratowanie w jaskiniach jest bardzo trudne – podkreśla Fatla. – Wiąże się to z dużą ilością osób, które muszą być zaangażowane w akcję. Mamy do czynienia z wąskimi, ciasnymi przejściami. Niejednokrotnie są one zalane wodą. W Wielkiej Śnieżnej jest bardzo skomplikowany system korytarzy, często jeszcze nieodkrytych – dodaje.
Ratowników od grotołazów dzieli kilkanaście metrów.
– To może być kilkanaście, kilkadziesiąt metrów, ale czas dojścia do tego miejsca może być bardzo długi – tłumaczy Fatla. – Prowadzone są tam działania pirotechniczne, czyli muszą to być partie, które są naprawdę bardzo trudne. Żeby był możliwy transport osób poszkodowanych, to one muszą być poszerzone. Samo dojście ratownika do osoby poszkodowanej jeszcze nic nie wnosi. Później trzeba te osoby ewakuować, a tutaj są problemy. Jeśli chodzi o przeciśnięcie jakiegokolwiek sprzętu, to szczeliny czy zaciski sprawiają duży problem – dodaje.
Jakie warunki panują w jaskini? Mówimy o wilgoci, braku powietrza?
– Ogólnie w jaskiniach jest specyficzny mikroklimat. Temperatura waha się od 0 do 4 stopni – opowiada Fatla. – Z tego co wiem o tej jaskini, to ratownicy spotykają się z całą gamą niekorzystnych warunków. Płyną tam rzeki, co ciężko sobie wyobrazić. Ta temperatura jest bardzo niska. Poza tym są też partie, które nie są dobrze wietrzone. Są takie, które są wietrzone i to też przysparza wiele problemów, jeśli chodzi o dłuższe przebywanie ludzi na danym odcinku korytarza – dodaje.
To ciężka praca.
– Tutaj logistyka na pewno jest na wysokim poziomie – zaznacza Fatla. – To przede wszystkim transportowanie sprzętu, wymiana lin. Tam w jaskini prawdopodobnie były stare liny. Wszystko trzeba wymienić na nowe, ponieważ nie można polegać na czymś czego się nie zna. Już tutaj jest ogromnie dużo pracy. Poza tym są to ogromne odległości, w tak trudnych korytarzach. Wszystko trzeba pokonać z dużą ilością sprzętu, a jeszcze działać i funkcjonować tam na miejscu. Rotacja ludzi na pewno jest i myślę, że posuwają się do przodu próbując ten newralgiczny punkt złamać – dodaje.
Niska temperatura, wychłodzenie. Jak długo możemy przeżyć w takich warunkach?
– Jeżeli osoba nieprzygotowana na takie warunki wejdzie do jaskini, to myślę, że to jest bardzo krótki okres – zaznacza Fatla. – Nasze organizmy są różne. Każdy inaczej zadziała. Miejmy nadzieje, że mieli rzeczy, których mogli tam użyć. Mówię tu o foli NRC czy ciepłych ubraniach. Mam nadzieję, że potrafią poradzić sobie z tymi warunkami, ponieważ jednym z takich głównych problemów jest hipotermia. Każda godzina, każdy dzień może być zgubny dla takich osób. Oby wszystko skończyło się dobrze – dodaje.
Jak będzie wyglądało udzielanie pomocy, jeśli ratownikom uda się dojść do poszkodowanych?
– Po dotarciu cała logistyka pewnie będzie wyglądała tak, że w jaskini będą organizowane co jakiś czas biwaki – tłumaczy Falta. – Jeżeli uda się dotrzeć do tych osób, to będą one przechodziły z biwaku do biwaku. Tam będzie udzielana im pomoc, będą ich tam nawadniać, ogrzewać i transportować powoli w kierunku otworu wyjściowego – dodaje.
Czy ta akcja zakończy się powodzeniem?
– Myślę, że tak – twierdzi Falta. – Cuda się zdarzają nawet w ratownictwie – dodaje.
Jaskinia Śnieżna to najgłębszy i najdłuższy system jaskiniowy w polskich Tatrach. Długość korytarzy położonej w Małołączniaku jaskini sięga 23 kilometrów, a różnica poziomów to ponad 800 metrów.
PaSe / opr. PaW
Fot. Sebastian Pawlak
CZYTAJ: Ratownik o akcji w Tatrach: Do końca trzeba mieć nadzieję