Duet Alan Moore i Jacen Burrows powrócił, ponownie sięgając po Lovecrafta. Podczas gdy Neonomicon był brutalny i nasycony grozą, pierwszy tom Providence (wyd. Egmont Polska) to taki trucht przed wydarzeniami, które zapewne dopiero się rozegrają. Autorzy powoli i z mozołem budują atmosferę, skupiając się na długich dyskusjach i skrupulatnym ukazaniu dokumentacji. Umieszczają akcję komiksu w 1919 roku i startują z interesującą również współcześnie tezą o upadku dziennikarstwa. Oto nowojorski reporter, chcąc zapewnić wierszówkę, proponuje na kolegium tekst o tajemniczej okultystycznej księdze, która wśród czytelników wywoływała ponoć pomieszanie zmysłów i falę samobójstw. Rusza tropem ludzi, którzy mieli z nią do czynienia i powolutku z ciepłych redaktorskich newsroomów przenosi się w zatęchłe piwnice, a zamiast dziennikarzy towarzyszą mu zjawy z koszmarów. To rzeczywistość czy może jednak sny? Powiem tylko, że jest to historia z rodzaju tych, w których czytelnik zdaje się wiedzieć więcej niż bohater. Providence to smaczny kąsek dla czytelników dojrzałych i o mocnych nerwach.
Z Deadly Class (wyd. Non Stop Comics) zaprzyjaźniłem się przy okazji drugiego tomu. I od razu zaznaczę, że po lekturze trzeciego przyjaźń trwa w najlepsze. W Wężowisku wszystko staje na głowie, a relacje między uczniami z instytutu utalentowanych zabijaków diametralnie się zmieniają. Te dzieciaki nie skończyły chyba jeszcze pierwszego roku nauki, a już mają na swoim koncie romanse, zmienne sojusze oraz wypady na miasto z rodzaju tych, które nie śniły się naszym dziadkom. Rick Remender dobrze się bawi, pisząc te scenariusze. Każdą akcję i każde słowo ma pod kontrolą i precyzyjnie prowadzi wydarzenia do wielkiego finału albumu, kiedy to światła gasną i oczekiwanie na kolejny odcinek dla wielu czytelników może okazać się nie do zniesienia. Podoba mi się to, jak panowie autorzy robią to, co robią. Trzymam tę serię na wysokiej półce.
Podobnie zresztą, jak Last Mana (wyd. Non Stop Comics), którego drugi tom wjechał właśnie na księgarskie palety. Pamiętamy o co chodzi: jest turniej. W turnieju bierze udział tajemniczy zawodnik znikąd, który imponuje sprytem i sprawnością. Zawodnik wchodzi w duet z młodym adeptem sztuk walki, jednocześnie puszczając oko do jego sympatycznej mamy. Wszyscy wiedzą co tu się dzieje i do czego zmierza każdy z wątków, ale i tak podczas lektury zabawa jest przednia. Cudowne, ekspresyjne rysunki, mnóstwo akcji, ale i graficznych podkreśleń detali oraz lekki scenariusz to niewątpliwe zalety zarówno tego tomu, jak i całej serii. Mimo wybuchowego i walecznego ładunku, Last Man zawiera w sobie również pewien wdzięk i delikatność, które nadają mu romantyczny charakter.
A na deser Alien 3 (wyd. Scream Comics) czyli komiksowa wersja niezrealizowanego scenariusza komiksowego. Tak, chodzi o odpowiedź na pytanie: co by było, gdyby to skrypt Williama Gibsona posłużył Davidowi Fincherowi lub innemu fachowcowi do realizacji trzeciej części filmowej sagi o Obcych. Wszyscy fani zapewne pamiętają, że część druga, poza standardowym załatwieniem Aliena, kończyła się wylotem trójki bohaterów na okręcie Sulaco. Trzecia zaś, poza standardowym odkryciem, że Alien przeżył, zaczynała się mocną informacją o tym, że większość zahibernowanej załogi zginęła. Gibson wybrał inną furtkę. Na łamach jego scenariusza wszyscy żyją, choć niekoniecznie mają się dobrze. Warto zauważyć smaczki i nawiązania do poprzednich części serii o Obcych, zwłaszcza te dotyczące relacji Ripley-Newt, ale trzeba też uczciwie powiedzieć, że całość rozgrywa się wedle znanego schematu. Tajemnica jest tu taka sama jak zwykle, fanatycy jak zwykle pragną badań nad nowym gatunkiem, a ci, którzy wiedzą co w trawie piszczy jak zwykle chcą wszystko wysadzić w powietrze. Rysunki w tym komiksie nie są ani wybitne, ani też nie przeszkadzają. Niezrealizowany scenariusz Aliena 3 potraktowałbym jako ciekawostkę dla fanów serii i wielbicieli dociekań, w którą stronę poszedłby ten cykl, gdyby za jego sterami stanął ktoś inny. Jak się okazuje, takich uliczek jest sporo, niektóre z nich jednak są ślepe.