Rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości będziemy obchodzili dopiero w poniedziałek 11 listopada, ale wydarzenia sprzed 101 lat poprzedziło szereg innych. Przepływ informacji był wówczas zdecydowanie odmienny, ale wieści, że coś się dzieje, dochodziły z Poznania, z Warszawy, ze Lwowa…
– Działo się w wielu miejscach, ponieważ wojna szła ku końcowi i państwa centralne ją przegrywały – mówi profesor Mieczysław Ryba (na zdj.), historyk z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, który był gościem porannej rozmowy w Radiu Lublin. – Zamęt rewolucyjny wykluczał wówczas Rosję z rozgrywki geopolitycznej. W różnych dzielnicach Polski powstawały inicjatywy po to, ażeby wyeliminować władzę okupacyjną. Przypomnijmy, że na wszystkich tych terenach, łącznie z Kongresówką, dominowali już Niemcy i Austriacy, czyli państwa centralne; te, które wojnę w istocie przegrały. Front przesunął się daleko na wschód, w związku z czym nie tylko informacje wewnętrzne rozstrzygały o tym, że Polacy podejmowali w poszczególnych dzielnicach pewne inicjatywy. Widzieli bowiem, co się dzieje, jeśli mówimy o końcówce I wojny światowej i klęsce Niemiec, która zbliżała się szybkimi krokami
Sytuacja wcale nie była prosta, bo Polski właściwie od 123 lat nie było na mapie…
– Byliśmy, w przeciwieństwie na przykład do Czechów, w trzech zaborach, a więc była to skomplikowana z wielu względów sytuacja – zaznaczył Mieczysław Ryba. – Po pierwsze mieszkańcy poszczególnych dzielnic mieli już nieco inną mentalność. Obowiązywały w nich inne uwarunkowania społeczne, gospodarcze itd. Tych problemów było co niemiara. W przypadku kraju, który różne podmioty mają we władaniu, sytuacja jest trudna, bo wiele okoliczności musi się wydarzyć, żeby stworzyła się geopolityczna przestrzeń do zagospodarowania tego w perspektywie państwa polskiego. Ale tak się właśnie zdarzyło i rzeczywiście polskie ruchy polityczne były bardzo intensywne w Kongresówce, bo tutaj się rzeczy ostatecznie rozstrzygały. Oczywistym było, że kto przejmie władzę w Kongresówce, ten będzie mógł tę niepodległość ciągnąć dalej.
– Ignacy Daszyński owszem przejął władzę tutaj w Lublinie, ale na bardzo niewielkim terytorium i na bardzo krótko – mówił Mieczysław Ryba. – To był kilkudniowy rząd. Takich inicjatyw było wiele. Nie jest też prawdą, że to był pierwszy rząd, który się ogłosił takim mianem, bo była cała seria rządów Rady Regencyjnej w Warszawie. Tworzyły one administrację i na jej bazie praktycznie państwo później funkcjonowało. Rząd lubelski to była taka lokalna inicjatywa lewicy, która chciała wyprzedzić pewne wypadki oraz sprzeciwić się temu, co było związane z Radą Regencyjną i jej rządami w Warszawie. Rada Regencyjna traciła na popularności ze względu na to, że na popularności stracili Niemcy i Austriacy. Regenci i rządy przy nich powstałe były związane z państwami centralnymi, które – również w regionie lubelskim – całkowicie straciły popularność po traktacie brzeskim, czyli po tym jak Chełmszczyzna i Podlasie zostały przez nie oddane państwu ukraińskiemu. Na początku listopada 1918 roku karta państw centralnych była zgrana, a więc siły polityczne, które stawiały na państwa centralne również były zgrane. Józef Piłsudski, który przez pierwsze lata swojej działalności w I wojnie światowej „grał” na Austro-Węgry, już mniej więcej od 1917 roku zupełnie od tego odszedł. Dlatego wrócił w całej chwale, jako człowiek uwięziony przez Niemcy i prześladowany. Ci, który nie odcięli się od państw centralnych w odpowiednim czasie, a Rada Regencyjna trwała na swoim posterunku do końca, mieli wówczas niską popularność, co nie znaczy, że małe znaczenie.
– W listopadzie 1918 roku Piłsudski po prostu przyjechał. Niemcy zdecydowali się go wypuścić. Przyjeżdżając miał wysoki autorytet i wysoką akceptowalność różnych sił politycznych – od rządu lubelskiego poprzez Komisję Likwidacyjną w Krakowie, na samej Radzie Regencyjnej kończąc. Był więc akceptowalny przez rożne siły polityczne – od lewicy po prawicę, dzięki czemu mógł przejąć władzę . Na początku przyjął zresztą tylko władzę wojskową, dopiero później uzyskał od Rady Regencyjnej pełnię władzy. Przyjął ją z rąk Rady Regencyjnej, a nie rządu lubelskiego, którego w ogóle nie uznawał, mimo tego że rząd Daszyńskiego uważał go za swojego przywódcę. Piłsudski jak gdyby zaakceptował tę nieakceptowalną społecznie Radę Regencyjną po to, żeby kontynuować pewną legalność i formalizm funkcjonowania, dotyczący również swojej osoby i tych rządów, które będzie powoływał później jako Naczelnik Państwa. Piłsudski był więc postacią o dużym autorytecie, dobrze rozpropagowana. Stanowił pewien punkt odniesienia, który mógł być akceptowalny przez różne siły polityczne.
– Pamiętajmy, że to wszystko dzieje się w pewnym procesie. Nie jest tak, że jak Piłsudski ogłosił światu, iż powstaje państwo polskie, to wszyscy uważali, że w tym momencie ono powstało – zaznaczył Mieczysław Ryba: – Niektórzy uważali, że to 5 listopada 1916 roku jest tym dniem, który miał być początkiem odrodzenia Polski. Wówczas też była euforia. W październiku 1918 r. Rada Regencyjna ogłasza swój manifest, w którym zapowiada powstanie niepodległej Polski. I niektórzy uważali, że to jest właśnie moment, w którym nasz kraj rozpoczął stopniowo uzyskiwać suwerenność. Jednak w rzeczywistości odzyskiwanie niepodległości stanowiło pewien proces. Oczywiście siły polityczne bardziej związane z Piłsudskim, uważały, że to objecie przez niego władzy stanowiło symboliczny początek niepodległości. Ale to wszystko było płynne do tego stopnia, że trudno było przez pierwsze lata II Rzeczpospolitej w ten sposób zdefiniować 11 listopada 1918. Data ta została uznana za początek odrodzonej Polski dopiero po zamachu majowym, kiedy sanacja rządzi i tworzy pewną swoją legendę. Ale pamiętajmy, w różnych miejscach różne siły polityczne to animowały. Narodowcy później uznawali za symboliczną datę pełnego odzyskania niepodległości na przykład 28 czerwca 1919 r., czyli podpisanie Traktatu Wersalskiego, jako aktu rangi międzynarodowej, który powoływał państwo polskie do życia. Aczkolwiek rzeczywiście ten 11 listopada jest istotny, bo przyjeżdża Piłsudski, który zostanie później Naczelnikiem Państwa, a więc punktem odniesienia dla różnych terenów trzech zaborów.
Zapytany o to, czy warto świętować 11 listopada, prof. Mieczysław Ryba odpowiedział, że zdecydowanie tak: – W tej chwili praktycznie już nie ma tego przedwojennego sporu, co do tej daty. W istocie Piłsudski odegrał ogromną rolę w odbudowie Polski, również zapobiegając pewnym wewnętrznym konfliktom, bo skupił władzę. Dzięki temu od strony nie tylko symbolicznej, ale i realnej powstał rząd polski.
WB / SzyMon
Fot. Weronika Pawlak