20 lat temu było tak, że rynek komiksowy miał niewielkie rozmiary, a historię tej dziedziny sztuki ciągnęła na swoich barkach grupa zapaleńców, tworząca ziny i magazyny. Dzisiaj jest odwrotnie. Co miesiąc ukazuje się mnóstwo albumów. Jest w czym wybierać. I bądźmy szczerzy – dzisiejsze magazyny jeśli już w ogóle lądują na listach zakupowych, to zajmują na nich ostatnie pozycje. Jaki jest zatem sens ich kupowania? Możliwość przeczytania prac starych wymiataczy, przedstawicieli nowej fali i zielonych debiutantów? To wszystko można zobaczyć przecież w Internecie, i to w znacznie rozbudowanej wersji. Szansa przeczytania komiksowej publicystyki? Od tego też sieć pęcznieje. Nie trzeba nawet czytać specjalistycznych stron. Wystarczy zerknąć na Facebooka i już ma się przesyt opinii. Co zatem? Fetysz papieru, zapach farby drukarskiej lub tonera, odgłos towarzyszący wertowaniu stron, kolekcjonerski pęd?
Nie wiem. W czasach cyfryzacji nie istnieje odpowiedź na to pytanie. Biorąc do ręki taki na przykład AKT zaczynam od lektury stopki, wstępniaka i spisu treści. Przyznaję, że bardzo mnie te kwestie interesują. Kto nie czyta stopek, traci bardzo dużo. Akurat stopki w AKCie nie są zbyt elokwentne i skupiają się na istocie rzeczy, ale na przykład rysunkowe wstępniaki reżyserowane przez Krzysztofa Churskiego potrafią być rozwiązane z pomysłem. Spis treści zawsze jest ok. Podobnie obecne na sąsiedniej stronie krótkie formy z melonem i – w tym numerze – komiks o muchach. Redakcja AKTu jest konsekwentna – każdy numer to solidna dawka historii superbohaterszczyzny z naszego kraju w postaci wspominek TM-Semicowych. Pomyślałem sobie w tej chwili, że być może na wspominki jeszcze za wcześnie, ale przecież wkraczamy właśnie w rok celebracji 30-lecia tego zasłużonego wydawnictwa, więc mówienie o nim jest jak najbardziej na czasie. Tym razem Dawid Śmigielski przybliża tematykę świąteczną w komiksach redagowanych przez Arka Wróblewskiego i Marcina Rusteckiego. Legendarny Rust pojawia się też w części komiksowej magazynu, lecz o tym za dużo mówić nie mogę, gdyż rysuje do mojego scenariusza. Ograniczę się więc do tego, że jest to poeta kreski, geniusz kadru i maestro planszy. Wśród autorek i autorów komiksów zamieszczonych w 23. numerze magazynu warto zwrócić uwagę na jak zawsze absolutnie perfekcyjnego Krzysztofa Otorowskiego, który jednak swoimi pracami coraz bardziej krzyczy, żeby dać mu porządnego scenarzystę oraz Kamilę Kozłowską, która wraz z Pawłem Rzodkiewiczem stworzyła dość prostą, ale efektowną, historyjkę zatytułowaną Średnio. Punktem programu jest wywiad ze Zbigniewem Kasprzakiem, polskim rysownikiem, któremu powiodło się na rynku belgijskim. Kasprzak zdradza na przykład w jakich okolicznościach został wchłonięty przez zagranicę i jak wyglądała jego współpraca z Grzegorzem Rosińskim przy Prawie Ardelii, jednym z tomów popularnej serii Yans. Wywiad, dzięki staraniom redakcji, został wzbogacony o nie lada gratkę dla koneserów i kolekcjonerów. Otóż do magazynu dołączony został reprint programu teatralnego autorstwa Zbigniewa Kasprzaka do sztuki Towarzysz N. z 1986 roku. To bardzo fajna rzecz, pokazująca potęgę czarno-białej kreski Mistrza z dawnych lat.
Co ciekawe, kilka tygodni temu odbyła się polska premiera najnowszego komiksu Kasprzaka, zatytułowanego Bez twarzy (wyd. Egmont Polska). Za scenariusz tej produkcji odpowiada Pierre Dubois. Jej akcja dzieje się w XVII wieku, w czasach wojny trzydziestoletniej. Oddział najemników, zwanych ludźmi bez twarzy, zupełnym przypadkiem trafia do sielankowej krainy, zamieszkanej przez ludzi, którym wojna jest obca. Stopniowo dochodzi do opartego na podejrzeniach scalenia obu społeczności, lecz w pewnym momencie następuje krach, który stawia pod znakiem zapytania dalszą spójną koegzystencję. W Bez twarzy Kasprzak miał okazję na kanwie historycznych faktów zbudować fikcję, która opowiedziała pewną prawdę o wojnie trzydziestoletniej i jej okropieństwach. Zbigniew Kasprzak jest artystą, którego prace rozpoznaje się pierwszym spojrzeniem, zwłaszcza jeśli koloruje je jego żona, Grażyna Kasprzak, posługująca się pseudonimem Graza. To solidne, klasyczne podejście do komiksu, które na pewno usatysfakcjonuje zarówno fanów takiego podejścia, jak i wielbicieli talentu Kasprzaka, zakochanych w jego kresce od czasów lektury Halloween Blues, Podróżników czy Dziewczyny z Panamy. Osobiście jestem wielkim fanem jego znakomitej dwuzeszytowej serii wydawnictwa Sport i Turystyka zatytułowanej Bogowie z gwiazdozbioru Aquariusa. To jeden ze starszych komiksów Mistrza, dotychczas niewznowionych. LECZ, jak sam artysta zaznaczył podczas przepytywania przez AKT-owych redaktorów – jest szansa wznowienia jego starszych rzeczy. „Planujemy to zrobić, nie powiem z kim, nie powiem jak, ale planujemy” – powiedział Kasprzak Michałowi Siromskiemu. Kibicuję tym planom jak oszalały i czekam na rychłe efekty. A póki co fanom klasyki polecam Bez twarzy. Nie ma tu innowacji. Wszystko tu jest klasyczne. Być może w tym tkwi siła tego komiksu.
Fot. PaW