Przełomowe odkrycie lubelskich neurologów

rejdak

Gratulacje, ale także i zapytania, napływają z całego świata do lubelskiego szpitala. O odkryciu lekarzy z Kliniki Neurologii w Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie napisał najbardziej prestiżowy periodyk naukowy w dziedzinie neurologii – „European Journal of Neurology”. Chodzi o zastosowanie po raz pierwszy kladrybiny w leczeniu choroby autoimmunologicznej – miastenii ciężkiej. Lek do tej pory stosowany był przede wszystkim w hematologii.

– Dokonuje on uszkodzenia limfocytów B i T. Są to główne komórki układu odpornościowego, ale nie jedyne – mówi kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego i SPSK 4, prof. dr hab. Konrad Rejdak (na zdj.). – Lek, poprzez formułę podania „pulsów”, pozwala najpierw na uszkodzenie nieprawidłowych, zaburzonych limfocytów. Potem one odbudowują się, ale już w nowej formie. Nazywamy to fachowo rekonstytucją układu immunologicznego. Liczymy na to, że te nowo powstające komórki już nie będą miały właściwości patogennych w przypadku tej choroby. Takie obserwacje poczyniono przy leczeniu stwardnienia rozsianego. I z dumą powiem, że ośrodek lubelski był jednym z pionierskich, jeśli chodzi o testowanie kladrybiny w stwardnieniu rozsianym.

– Miastenia jest chorobą autoimmunologiczną. To znaczy, że w organizmach pacjentów powstają specyficzne przeciwciała, autoprzeciwciała. I te przeciwciała blokują złącze mięśniowo-nerwowe w ten sposób, że dochodzi do osłabienia siły mięśni szkieletowych. Mięśnie gładkie, te, które są zlokalizowane w przewodzie pokarmowym, funkcjonują prawidłowo, natomiast mięśnie zależne od woli człowieka działają wadliwie, są osłabione. Choroba ma na pewno związek z obecnością przetrwałej grasicy. To narząd położony w śródpiersiu, który pełni pewną funkcję immunologiczną, ale w okresie dziecięcym – wyjaśnia dr n. med. Piotr Luchowski, lekarz neurolog.

– Było bardzo ciężko. Miałem narastające duszności, coraz trudniej było mi chodzić. Te objawy powoli się nasilały. Zakupy robiły się dla mnie coraz cięższe. Zaczynała mi też opadać głowa, więc żeby widzieć, jak mam iść, wyginałem całe ciało. Zacząłem też widzieć podwójnie – opowiada pan Władysław, chory na miastenię.

– Nasze leczenie jest stosunkowo proste. Nie wiąże się z istotnymi obciążeniami dla pacjentów. Wywiera bardzo dobre efekty, często prowadząc do długotrwałej remisji (cofnięcia) objawów. Zawsze w takich sytuacjach padają pytania o możliwość wyleczenia. Ale niestety są to takie choroby, które lubią nawracać. Nie możemy więc gwarantować, że nie będzie nawrotu schorzenia, jednakże ta metoda daje możliwości ponawiania cykli leczenia. W dodatku na dzisiaj pacjenci chorzy na miastenię mają dość ograniczone opcje terapeutyczne – dodaje prof. Konrad Rejdak.

– Każdy pacjent z miastenią zaczyna leczenie od sterydów. A ich działania niepożądane są powszechnie znane: choćby nadciśnienie, cukrzyca czy otyłość. Nasze doświadczenia przy podawaniu nowego leku obejmują około 15 chorych. U żadnego z nich nie wystąpiły działania niepożądane. Preparat działa dużo szybciej, niż dotychczas stosowana terapia. Niektórzy pacjenci zgłaszają pozytywny efekt już po kilku dniach. Natomiast przy sterydach są one dostrzegalne średnio po 2-3 miesiącach, a w przypadku innych leków na efekt trzeba czekać nawet do roku – mówi dr n. med. Sebastian Szklener z Katedry i Kliniki Neurologii Uniwersytetu Medycznego i SPSK 4.

Teraz potrzebny jest szereg badań klinicznych. Obecnie szpital stara się o przyznanie grantu z Agencji Badań Medycznych. Według obliczeń potrzebne jest finansowanie w kwocie ponad 20 milionów złotych.

LilKa / opr. ToMa

Fot. archiwum

Exit mobile version