10.01.2020 „Halo komiks”

10.01.2020 halo komiks

Dwie sprawy warte odnotowania: otóż, drugie tomy dwóch wyjątkowych serii trafiły na księgarskie półki. Doom Patrol (wyd. Egmont Polska) to Grant Morrison piszący nowe przygody wymyślonych dawno temu bohaterów, a Dwie sprawy warte odnotowania: otóż, drugie tomy dwóch wyjątkowych serii trafiły na księgarskie półki. Doom Patrol to Grant Morrison piszący nowe przygody wymyślonych dawno temu bohaterów, a Providence (wyd. Egmont Polska) – Alan Moore nawiązujący do Lovecrafta. To dwa potężne dzieła, które najlepiej dawkować sobie delikatnie – wówczas dokonywane przez słynnych scenarzystów odwierty w mózgach czytelników staną się niebywale przyjemne. Doom Patrol Morrisona to seria, w której odleciał w kosmos chyba nawet bardziej niż w swoich sztandarowych The Invisibles. Mistrz pióra tka niekonwencjonalne dialogi i wpisuje je w absurdalno-magiczną opowieść o dziwnych postaciach w dziwnych okolicznościach przyrody. Zaczyna się dość banalnie, historią o żywej ulicy i polującym na dziwy natury fanatyku normalności, następnie przenosimy się na arenę geometrycznej wojny w kosmosie, by wreszcie poznać tajemnice zaginionego przed laty muskulatora. Wszystko wygenerowane jest przez ekscentryczny generator pomysłów zainstalowany w latach 90. w oficynie Vertigo i polegający na wysnuwaniu opowieści o inwazji porywaczy ciał, załodze samolotu torpedowego zaklętej w zestaw sztućców czy facetach w czerni pod auspicjami mrówczej farmy. Szalone historie o dziwnych superbohaterach trafiających na jeszcze dziwniejsze sprawy do rozwiązania to w czasach komiksów robionych od linijki lektura co najmniej odświeżająca, pomimo tego, że te komiksy mają już przecież 30 lat. Morrison staje na straży intelektu czytelnika, czasem dbając o niego aż za bardzo i z rzadka szpikując swoje zeszyty ziewającymi historyjkami. To lektura niezwykle wymagająca i dająca satysfakcję. Komiks przez większość stron narysowany jest bardzo poprawnie przez Richarda Case’a, ale są też fajerwerki – głównie w odcinku, który powstał przy współudziale geniusza kreski Kelley’a Jonesa oraz na szalenie ekspresyjnych okładkach Simona Bisleya, będącego tu u szczytu formy. Doom Patrol to lektura obowiązkowa dla tych, którzy wymagają czegokolwiek od komiksu.

Tymczasem w Providence atmosfera się zagęszcza. Robert Black, dziennikarz i pracujący nad debiutancką powieścią pisarz zatraca się w okultystycznym świecie, w którym spod masek codzienności spoglądają potwory. To drugi album serii. I choć tak naprawdę jego finał wskazuje, że prawdziwa akcja dopiero się rozpoczyna, to autorzy i tak zdołali już zadbać o infekujący czytelnika klimat strachu. To, co widzimy w sekwencjach obrazkowych coraz bardziej rozjeżdża się z notowanymi przez bohatera w jego prywatnym raptularzu wrażeniami z podróży przez Amerykę. Sen miesza się z jawą, pożera ją i przetwarza na swój sposób. Niesamowite z jakim spokojem Moore i Jacen Burrows rozpracowują tę historię. Nie ma tu epatowania strachem czy wyskakującymi znienacka potworami. Są wnikliwe, długie dyskusje i czyhające w tle zło nieuświadomione. Ich zabiegom sprzyja naiwny, a momentami wręcz idiotyczny bohater, który nie dość, że od początku serialu sprawiał wrażenie kiepskiego dziennikarza, to dodatkowo swoimi literackimi podrygami w drugim tomie ujawnia, że na polu pisarstwa jest czystej wody grafomanem. Cudownie wybadany jest ten album – ulice Manchesteru czy Bostonu są tu odmalowane i opisane z wyjątkową precyzją, a wnętrza i budynki wyrysowane z totalną pieczołowitością. Wczytując się dokładnie w słowa budujące scenariusz Providence, może nas przeszyć dreszcz. Ten komiks niepokoi i straszy znacznie bardziej niż kubły krwi i facet z nożami zamiast palców.

Powrócił Lincoln (wyd. timof comics), nieśmiertelny rewolwerowiec, któremu do ucha szepcze i Bóg i diabeł, chcąc sprowadzić go na swoją stronę. Piąty tom dzieła Oliviera, Jerome’a i Anne-Claire Jouvray nosi tytuł Ani Boga, ani pana. Zwykle wydawca prezentował zbiorcze wydania dwóch albumów, tym razem tylko jeden. Bo tylko jeden zdołał powstać. Tym razem Lincoln, mając do dyspozycji swój chłopski rozum, trafia do Nowego Jorku czasów prohibicji i kiełkowania komunizmu. Już okładka albumu zwiastuje finał tej historii. Jednak przed jego nadejściem dostajemy do rąk najsłabszy odcinek serii, w którym tak naprawdę nie do końca wiadomo o co autorom chodziło. Lincolnowi odebrano jego cięty język, a słowne potyczki Boga z diabłem zastąpiono tanim moralizatorstwem i nudnym finałem. Szału nie ma. Chyba czas zwijać żagle.

A na deser Warchlaki. Wojownicy undergroundu i dzieci Prosiaka, przynajmniej z nazwy. Krakowski zin doczekał się kolejnego numeru. Jest to numer 4,2, a właściwie druga część numeru czwartego, niemego, poświęconego wiedźmom, demonom, duchom, wampirom i innym takim. Podkreślę, że jest to komiks niemy, najtrudniejszy z możliwych. Wyszło bardzo zgrabnie, komunikatywnie i grubo. Z racji sporej objętości są w Warchlakach zarówno kawałki lepsze, jak i gorsze. Niezaprzeczalnym plusem tej publikacji jest znakomity przegląd komiksiar i komiksiarzy z kraju. Najbardziej przypadły mi do gustu prace Nat Garbaciak, Unki Odyi, Oliwii Ziębińskiej, Weroniki Kulis i Moniki Laprus-Wierzejskiej. Dziewczyny rysują znakomicie – tak znakomicie, że czasami nie nadążają za nimi scenarzyści. Wielką wartością Warchlaków jest ten komiksowy pejzaż, różnorodność, zestaw dań, których nie znajdziemy nigdzie indziej. Dlatego polecam to dzieło badaczom komiksowych wrażeń.

Fot. PaW

Exit mobile version