Coraz większy problem z dzikami mają… mieszkańcy Lublina. Zwierzęta opanowały ogród działkowy w dzielnicy Kalinowszczyzna. A to nie są peryferie miasta. Dziki czują się jak u siebie, niszcząc uprawy i trawiaste alejki.
– To duży kłopot – mówią działkowcy z Kalinowszczyzny. – Widziałam, jak alejką szła duża locha z 8-10 małymi. Działo się to w biały dzień, Jest strach. Lepiej zejść z drogi. U mnie przy siatce była taka piękna alejka. A teraz jej 40 metrów jest zrytych. Rozmawiałam z sąsiadem, który powiedział mi, że mają w okolicy legowisko: cztery duże dziki w jednym miejscu i trzy w drugim. Jesienią dzik wszedł na działkę sąsiadki. Wszystkie byłyśmy przestraszone, a sąsiadka przez dwa tygodnie leczyła się z tego stresu. Miałam piękne kwiaty. Teraz są zniszczone, poryte. Dziki robią spustoszenie. Wybierają, co najlepsze, bo nie wszystko im smakuje. Nie lubią cebuli i czosnku, a najbardziej im smakują ziemniaki.
– Niektórych alejek nikt już nie podejmuje się reperować. Zwyczajnie się nie opłaca wkładać w to jakiegokolwiek wysiłku, bo dziki następnego ranka zrobią to samo. Tutaj może być 50-60 sztuk tych zwierząt – uważa Halina Gaj-Godyńska, prezes Ogrodu Działkowego „Kalina” w Lublinie.
– Dziki wchodzą do miasta, ponieważ jest im tutaj dobrze. W mieście nie wolno do nich strzelać, mają śmietniki wypełnione pokarmem. Czują się bezpiecznie. Zwierzyna przemieszcza się tam, gdzie czuje się dobrze. Liczba dzików poza miastem się zmniejsza, a w mieście jest raczej stała – tłumaczy Paweł Piotrowski, lubelski wojewódzki lekarz weterynarii. – Radzę raczej unikać kontaktów z dzikiem. Nawet jeśli jest dokarmiany, to jednak dzikie zwierzę, które może, działając na zasadzie jakiegoś instynktu, zrobić komuś krzywdę – dodaje.
– Coraz więcej zwierzyny występuje w mieście. Problem jest nie tylko z dzikami, ale pojawiają też się łosie, sarny czy jelenie, że nie wspominając już o lisach. Miasta wyłączone są z obwodów łowieckich. Nie można tam polować – mówi Paweł Piekarczyk, specjalista Służby Leśnej z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie.
– Czekamy na wejście w życie specustawy ministra Ardanowskiego. Chociaż jestem przeciwna zabijaniu zwierząt, ale w tym wypadku uważam, że nie ma innego wyjścia jak odstrzał dzików. Zwłaszcza tu, w miejscu gdzie można je łatwiej zlokalizować, czyli w ogrodzonym ogrodzie. Dla nich żadne ogrodzenie z siatki nie stanowi przeszkody. Albo się podkopią, albo rozszarpią siatkę – dodaje Halina Gaj-Godyńska.
– Problem licznej populacji dzików był już niejednokrotni zgłaszany przez mieszkańców. Niemniej na terenie Lublina nie ma odstrzału dzików; nie ma na to zgody. W dyspozycji miasta są dwie odłownie do odłowu tych zwierząt. Niestety skuteczność prowadzonych działań jest niewystarczająca; po prostu dziki nie łapią się w przygotowane pułapki – informuje Monika Głazik z Biura Prasowego w Urzędzie Miasta Lublin.
– Myślę, że wypędzenie dzików z miasta jest raczej niemożliwe – stwierdza Paweł Piotrowski.
Działkowcy nie składają broni i zamierzają po raz kolejny interweniować w lubelskim ratuszu. Na decyzję o odstrzale dzików jak na razie nie mają jednak co liczyć.
PaSe / opr. ToMa
Fot. Sebastian Pawlak