Ptasia grypa potężnym problemem dla drobiarstwa

ptasia 2

W związku z pojawieniem się ptasiej grypy na terenie hodowli indyków i perlic w Uścimowie w powiecie lubartowskim i wśród kur niosek w Wielkopolsce już kilku odbiorców mięsa i jajek z Polski wprowadziło ograniczenia w imporcie polskiego drobiu na swoje terytoria. Takie decyzje podjęły władze: Chin, Wietnamu, RPA, Japonii, Filipin, Singapuru, Tajwanu i Azerbejdżanu; władze Hongkongu i Białorusi importu zakazały tylko ze stref zakażonych.

Czy sytuacja w tej dziedzinie może stosunkowo szybko ulec poprawie? Wszystko zależy od tego czy ognisko H5N8 uda się stłumić w zarodku. Na dziś, jak mówi powiatowy lekarz weterynarii w Lubartowie, Konrad Saweczko wiadomości są dobre. – Zakończyliśmy bardzo ważny etap działań; mamy kurniki oczyszczone z martwych i uśpionych ptaków. Kurniki zostały wstępnie odkażone. Ściółka musi być unieszkodliwiona.

CZYTAJ: Kaczki bez wirusa ptasiej grypy

Na terenie gminy Uścimów jednak nadal obowiązuje kwarantanna. – W obszarze zapowietrzonym okres wyłączenia kurników z produkcji wynosi minimum 21 dni, w obszarze zagrożonym minimum 30 dni. Według mojej oceny terminy te mogą ulec wydłużeniu – wyjaśnia Konrad Saweczko.

CZYTAJ: Ptasia grypa: fermy oczyszczone, trwa kwarantanna

– Grypa ptaków może przysporzyć polskiemu drobiarstwu niewyobrażalnych problemów – wyjaśnia Katarzyna Gawrońska, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz. – Po pierwsze są to problemy lokalne. Gospodarstwa, w których wykryto zakażenie, tracą możliwość kontynuowania produkcji w czasie kwarantanny i tym samym wypadają z rynku. Efektem tego jest niższa podaż żywca indyczego w rejonie dotkniętym chorobą. To z kolei może rodzić krótkoterminowe problemy dla zakładów przetwórczych z dostępnością surowca i realizacją umów handlowych na rynku wewnętrznym, ale i w eksporcie. Konsekwencje ptasiej grypy mogą również odczuć producenci jaj wylęgowych indyczych i zakładów wylęgu drobiu. Jednak wszystko zależy od tego, jak będzie rozwijała się sytuacja w tym rejonie, jeśli chodzi o rozprzestrzenianie się wirusa.

CZYTAJ: Martwy jastrząb z wirusem ptasiej grypy

– Większość producentów zaciągnęło kredyty na hodowlę indyków. Nie są oni w dobrej sytuacji finansowej, tym bardziej, że przez jakiś okres nie będą mogli hodować tych ptaków. W lepszej sytuacji są ci, którzy mają większe doświadczenie, niż ci, którzy dopiero niedawno wystartowali. Od jednego z młodszych hodowców usłyszałam, że na razie ma wątpliwości, czy dalej ciągnąć tę hodowlę. Ale reszta nie mówi o rezygnacji – informuje Eliza Smoleń, wójt gminy Uścimów. – W naszej gminie hodowla drobiu to największy przemysł, jaki tu istnieje. Liczę na to, że on powróci i hodowcy będą zadowoleni z tego co robią i będzie im to przynosić dochody.  

Co mają zrobić producenci ze strefy zagrożonej z hodowanymi ptakami, które lada dzień powinny już zostać oddane do uboju?

– Istnieje zakaz przewożenia ptaków z i do gospodarstwa. Natomiast jest również możliwość, za zezwoleniem powiatowego lekarza weterynarii, wywozu ich z gospodarstwa bezpośrednio do rzeźni w celu natychmiastowego uboju. Musi na to wyrazić zgodę sam zakład uboju i powiatowy lekarz weterynarii, który daną rzeźnie nadzoruje – wyjaśnia , Konrad Saweczko.

– Mam nadzieję, że niebezpieczeństwo jest już zażegnane. Gdyby pojawiły się jednak nowe ogniska, byłoby to potężnym problemem ekonomicznym dla hodowców drobiu w powiecie lubartowskim. Trzeba byłoby na nowo zdobywać rynki zbytu – mówi Ewa Zybała, starosta lubartowska. – Już teraz mamy duży problem, bo wiem, że niektóre rynki zostały już stracone. I trzeba czasu, żeby to wszystko odbudować.

Jeśli wirus ptasiej grypy będzie dalej się rozprzestrzeniał, polskiemu drobiarstwu grozi zapaść, podobna do tej spowodowanej wirusem ptasiej grypy w 2016 roku i utrata wielu rynków eksportowych. A odzyskać odbiorców będzie bardzo trudno.

JPie / opr. ToMa

Fot. archiwum

Exit mobile version