Ponad sześćdziesięciu strażaków wciąż próbuje ugasić pożar zakładu przetwórstwa chmielu w Kępie Choteckiej. Zerwano część dachu, by z góry polewać wodą zgromadzony w budynku chmiel.
CZYTAJ: Pożar zakładu przetwórstwa chmielu w Kępie Choteckiej
– Akcja jest bardzo trudna – mówi kapitan Rafał Dobraczyński z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Opolu Lubelskim: – W środku, w magazynie o szerokości 40 metrów i długości 20 metrów, znajdują się worki z chmielem. Materiał jest suchy. W momencie przyjazdu zadymienie było bardzo duże. Trzeba było wykonać otwory, żeby ten dym swobodnie można było wypchnąć do góry. Strażacy w aparatach ochrony dróg oddechowych pracują w środku. Praca jest ciężka. Powietrza w butli wystarcza na pięć minut. Butle są napełnianie na bieżąco.
– To zakład o ogromnym znaczeniu dla polskiego chmielarstwa – mówi Daniel Kuś, wójt gminy Wilków: – Tego typu zdarzenia mają duże konsekwencje na rynku chmielarskim. Ta firma kupuje co najmniej 40 procent produkcji krajowej, a może nawet i więcej. Mówię w oparciu o moje szacunki. Wiem, że w poprzednich latach kupowała w granicach 1000 ton. A Polska produkuje ponad 2000 ton. Jeżeli byłoby to dość duże zniszczenie i właściciele podjęliby decyzję o zaprzestaniu działalności, to byłaby katastrofa dla chmielarzy. Wierzymy w to, że tak się nie stanie.
– Straty mogą być ogromne, choć na razie trudno je oszacować – mówią okoliczni mieszkańcy: – Akcja jest niesamowicie trudna, bo tam jest dużo chmielu. Kiedy kilka lat temu wybuchł pożar, to akcja trwała długo, bo mocno się tlił. To niebezpieczne.
Na miejsce dotarł drugi podnośnik z Bełżyc, który ma pomóc strażakom w akcji gaśniczej.
Wiadomo, że w pożarze nikt nie ucierpiał, ale na razie nie są znane przyczyny tego zdarzenia.
ŁuG (opr. DySzcz)
Fot. Łukasz Grabczak