Pierwszą część Czasu nienawiści (wyd. Non Stop Comics) Alesa Kota i Danijela Żezejla rekomendowałem jako jeden z najlepszych komiksów wydanych w Polsce w 2019 roku. Wydana niedawno część druga, która domyka tę dystopijną tragedię, jest komiksem godnym, choć nie zaskakującym. Scenarzysta zrezygnował ze świetnych obyczajowych wstawek i skupił się na konkretach politycznych – akt drugi serwuje czytelnikowi kluczowe dla serii wydarzenie wiążące losy wszystkich postaci. Wojenna historia rozgrywająca się w Ameryce roku 2022 to wizja skrajnie pesymistyczna, ale też wielce prawdopodobna. Twardość poglądów przeciwnych stron jest tu maksymalna, a ślepa wiara jednych równa jest naiwnej nadziei drugich. Ales Kot sprawnie szatkuje sceny, dając nam wgląd w losy poszczególnych postaci i bezlitośnie dawkuje napięcie, aż do kilku naprawdę mocnych zdarzeń wieńczących Czas nienawiści. Rysownik równoważy gromadzące się w warstwie scenariuszowej emocje subtelnymi rysunkami. Obaj panowie największe tragedie tego utworu serwują praktycznie w ciszy. Domknięcie cyklu jest satysfakcjonujące, a symbolika zawarta na okładkach poszczególnych tomów daje się we znaki ich rytmice – czerwony tom pierwszy to wojna, ale też namiętność. Zielony drugi – nadzieja, życie i wolność. Warto pochylić się nad tym tytułem i powyciągać wnioski.
Brian Azzarello i Lee Bermejo to duet odpowiedzialny za dorosłe interpretacje klasycznych superłotrów uniwersum DC – Jokera i Luthora. Tymi albumami panowie zyskali sławę w dziedzinie ambitniejszego podejścia do superbohaterów. Na potrzeby imprintu Black Label ponownie połączyli siły, tworząc album Batman: Przeklęty (wyd. Egmont Polska), o którym stało się głośno ze względu na skandal obyczajowy związany z ukazaniem głównego bohatera na golasa. Abstrahując od tego mizernego, acz skutecznego zabiegu, scenarzysta tej opowieści grozy postanowił prześcignąć wszystkich swoich poprzedników w kategoriach: burzenia mitów, przekraczania granic i jazdy po bandzie. Pomysł miał niezły: oto Joker ginie, a starający się rozwikłać zagadkę jego śmierci Batman dostaje pomocną dłoń Johna Constantine oraz kilku postaci z napakowanego magią uniwersum Vertigo. Coś, co przynajmniej teoretycznie sprawia wrażenie solidnego materiału na opowieść grozy, dość szybko odjeżdża w zaskakujące rejony, gdzie Batman klnie na lewo i prawo, chyba po raz pierwszy trzyma w dłoni papierocha i bierze udział w hip-hopowym slamie, a traktowany dotąd jak świętość motyw śmierci jego rodziców zostaje ukazany w perspektywie patologii wyższych sfer. Azzarello specjalnie odziera Batmana ze wszystkiego, skrajnie dosłownie obchodząc się z jego symboliką, aż wreszcie puszcza do czytelnika oko w autentycznie niespodziewanym, i chyba najlepszym jakie mógł w tej sytuacji wymyślić, zakończeniu. To boksowanie mitu mogłoby skończyć się bardzo źle, gdyby nie rysunki. Lee Bermejo postawił na niepokojący fotorealizm. To jedna z najlepszych prac tego artysty. Na tle wybitna, że kiedy dochodzi się do zamieszczonej na końcu albumu galerii z alternatywnymi okładkami Jima Lee, człowiek może się tylko wzdrygnąć. Ten graficzny majstersztyk jest komiksem przeznaczonym zdecydowanie dla dorosłych czytelników. W dodatku takich, którzy zmęczeni stereotypowym podejściem do tej postaci, oczekują czegoś nowego. Bo nowości jest tu dużo, lub nawet aż za dużo.
Wydział 7 (wyd. Ongrys) doczekał się piątego zeszytu, rysowanego tym razem przez powracającego Grzegorza Pawlaka oraz Piotra Nowackiego, występującego w specjalnie przygotowanym pod jego cartoonowy styl epizodzie. Nowacki jest również autorem okładki limitowanej do zeszytu, o czym wspominam, ponieważ taka informacja nie znalazła się w stopce. Tym razem szczątkowy skład jednostki zajmującej się badaniem paranormalnych zjawisk PRL-u musi stawić czoła ukrytej w czarnej studni tajemniczej postaci, choć ich myśli i tak zaprzątać będzie nieco inna myśl: ta z MSW, nakazująca zamknięcie szacownego Wydziału. Dużym urozmaiceniem i świetnym zabiegiem jest wspomniane już wkomponowanie w realistyczną przecież serię groteskowych rysunków Jaszcza. Stało się to możliwe dzięki tytułowej Dobranocce, czytanej dziecku przed snem przez jednego z bohaterów. Zabieg świetny, choć sama dobranocka nieco przegadana i rozwleczona. To zarazem koniec pierwszego sezonu serialu – w przygotowaniu znajduje się zeszyt specjalny, zatytułowany Helena. Niezmiennie kibicuję tej inicjatywie.
Melon (wyd. W.A.B.) znany jest wszystkim użytkownikom mediów społecznościowych. Żółty, gadający ludek i menażeria pobocznych postaci, na czele z dyktatorem, który ciągle czegoś „kce” trafił wreszcie do twardokładkowego albumu zbierającego to, co najlepsze i coś jeszcze. Melon ma zwykle formę czterokadrowej historyjki w kwadracie, zwykle jest zabawny, ale potrafi też otworzyć oczu lub zrzucić z krzesła trafną diagnozą rzeczywistości. Jego lekturze towarzyszy śmiech szczery, bolesny, przez łzy oraz komplety, głuchy nieśmiech, który grzęźnie w gardle. Te krótkie komiksy można sobie czytać w Internecie, ale właściwie po co, skoro ukazał się podręczny album, który o dowolnej porze dnia i nocy można otworzyć na chybił trafił i dostać dawkę słodko-gorzkiego uniwersum, w którym żyjemy.