Ponad sześciu milionów złotych domagają się od gminy Ułęż spadkobiercy pałacu, w którym pracują urzędnicy. Potomkowie rodziny Janickich chcą, aby gmina zapłaciła 2 miliony za pałac i 4,5 miliona złotych odszkodowania za bezumowne korzystanie z tej posiadłości.
Sprawa sięga 1944 roku, gdy na mocy dekretu PKWN posiadłość przejął Skarb Państwa. Dodatkowo w 1992 roku wojewoda lubelski wydał decyzję, że gmina Ułęż ma do tej nieruchomości pełne prawo.
– Później jednak zgłosili się spadkobiercy, którzy doprowadzili do anulowania decyzji wojewody – przypomina wójt gminy Ułęż, Barbara Pawlak. – Odbyły się rozprawy sądowe, które przyznały prawo do tego majątku spadkobiercom. Było to już około 10 lat temu. Niestety przez ten czas władze samorządowe nie zabezpieczyły żadnego budynku na wypadek konieczności opuszczenia dotychczasowej siedziby. Mam w tym momencie duży problem. Gdyby okazało się, że musimy opuścić ten pałac, nie mamy, gdzie się przenieść. Cały budżet gminy to 14 mln zł, więc zapłata 6,5 mln zł za pałac absolutnie też nie wchodzi w grę.
– Historia tego pałacu jest bogata. Miał on w swych dziejach wielu właścicieli. Jednym z nich był Karol Meisner, niemiecki osadnik, który sprowadził się tutaj w 1865 roku. Następnym właścicielem został jego zięć Stanisław Janicki – opowiada Anna Jurkowska, przewodnicząca miejscowego koła gospodyń wiejskich, sołtys wsi i twórca kroniki Ułęża.
– W zeszłym roku byłem na rozmowie w gminie. Chcieliśmy się dogadać tak, żeby sprawę już wyjaśnić i ustalić jakiś czynsz – mówi Jerzy Ochnio, syn spadkobierczyni pałacu. – Jak widać, nie ma żadnego efektu. Władze w gminie się zmieniają, a nie widzę zmiany nastawienia, żeby ten problem rozwiązać.
Jak dodaje, spadkobiercy gotowi są na pewne ustępstwa. – Gdyby gmina chciała, to załatwić, można by się dogadać. Natomiast musi chcieć. A lata mijają. Pierwszy raz pojawiłem się tam z babcią w 2003, a sprawa realnie zaczęła się 2009-2010 roku. I jedyne, co się dzieje ze strony gminy, to przeciąganie sprawy.
– Osobiście nie bardzo zgadzam się z obecnym prawem w tym zakresie. Rozumiem prawo spadkobierców do zabranych wcześniej majątków, niemniej nie może być tak, że wszelki obciążenia finansowe ponosi samorząd małej gminy. Powinny być zabezpieczone na ten cel, na przykład z funduszy reprywatyzacyjnych, z których płacono by odszkodowania spadkobiercom. Nie obciążałoby to małego samorządu, którego na to zupełnie nie stać – uważa Barbara Pawlak.
– Rozumiem, że gmina ma swoje problemy. Ale moja babcia nie dożyła już jakiegokolwiek zadośćuczynienia. Babcia, która była sanitariuszką w powstaniu warszawskim, a przez przynależność do Armii Krajowej zawsze miała pod górkę. A później czekaliśmy i czekaliśmy, a państwo jako instytucja nie ma chęci wyprostowania tego wszystkiego – mówi Jerzy Ochnio.
– Na pewno nie oddamy tego budynku bez walki. Wiadomo, że spadkobiercom też coś się należy, ale przez tyle lat, kiedy funkcjonował tu urząd gminy, w budynek zostało włożonych dużo pieniędzy – mówi Jacek Beczek, przewodniczący Rady Gminy Ułeż.
– Będziemy walczyć o zasiedzenie, bo mamy już takie możliwości prawne. Ponadto jesteśmy gwarantem tradycji i historii, jaką na tym terenie tworzyła rodzina Janickich – dodaje Barbara Pawlak.
Niezależnie od działań prawnych gmina szuka dofinansowania na modernizację Gminnego Ośrodka Kultury. Być może tam mógłby przenieść się urząd gminy w przypadku konieczności opuszczenia pałacu.
ŁuG / opr. ToMa
Fot. Łukasz Grabczak