Nie ma już ognisk ptasiej grypy na terenie województwa lubelskiego. W związku z tym wojewoda lubelski, Lech Sprawka uchylił kilka dni temu rozporządzenie w sprawie zwalczania wysoce zjadliwej grypy ptaków. – Uchylenie rozporządzenia nie oznacza jednak, że hodowcy już dziś mogą zasiedlać kurniki – mówi powiatowy lekarz weterynarii w Lubartowie, Konrad Saweczko.
– Na terenie powiatu lubartowskiego zostały zniesione strefy zagrożone i zapowietrzone i można prowadzić swobodny obrót drobiem. Natomiast w gospodarstwach, których wystąpiła grypa ptaków, sytuacja jest trochę inna. Można wstawić tam drób dopiero po 21 dniach od zakończenia ostatecznej dezynfekcji. To znaczy może to nastąpić dopiero na początku marca – informuje Konrad Saweczko.
– Na szczęście źródło choroby zostało tutaj, gdzie było. Wszystko jest dezynfekowane – mówi Eliza Smoleń, wójt gminy Uścimów. – Emocje znacznie opadły. Rozmawiałam trochę z hodowcami. Są oni zainteresowani dalszą produkcją. Mam nadzieję, że Uścimów pozostanie zagłębiem drobiarskim. Hodowli jest tutaj bardzo dużo. Utrzymują się z nich nie tylko sami właściciele, bo potrzebują dodatkowych rąk do pracy.
– Nadal planujemy hodowlę. Tylko musimy z tym poczekać na wypłatę odszkodowania. Nie wiadomo, kiedy to będzie, ponieważ nie otrzymaliśmy decyzji. Ale wstępnie przewidujemy wstawienie drobiu na maj, a prawdopodobnie na czerwiec – mówi Katarzyna Sidor, jeden z hodowców z gminy Uścimów. – Hodowcy, którzy chcą zadbać o bezpieczeństwo, żeby nic znowu „nie wybuchło”, wolą poczekać na spokojnie. Ale niektórzy mają zaplanowane wcześniej harmonogramy wstawienia piskląt, więc wiem, że będą to robić już na początku marca.
– Nie ma jakiś szczególnych obwarowań, dotyczących wstawiania ptaków. W tych gospodarstwach, w których wystąpiła grypa, będziemy kontrolować dorastające pisklęta; sprawdzać, czy nic się nie dzieje. Hodowcy są zobowiązani do składania raportów, jak wygląda zdrowotność stada. Otrzymałem informacje, że większość z nich będzie kontynuowała hodowlę drobiu – dodaje Konrad Saweczko. – Wskazane są większe zabezpieczenia, niż tego wymagają przepisy. Hodowcy o tym wiedzą, pilnują tego. W marcu czy w kwietniu będzie można uznać, że tegoroczny cykl grypy jest zakończony.
– Cena za kilogram żywca spadła. Ale myślę, że jeżeli będą braki w ubojniach, cena w miarę szybko się odbije – ma nadzieję Katarzyna Sidor.
Straty spowodowane wirusem w jej gospodarstwie Katarzyna Sidor szacuje na pół miliona złotych. Jednak, jak podkreśla, kilkudziesięcioletnia tradycja hodowli indyków w jej rodzinie będzie podtrzymana, a do sklepów trafi zdrowe mięso.
JPie / opr. ToMa
Fot. JPie