W tym roku grozi nam susza

flower 887443 1920

Specjaliści biją na alarm. Zagraża nam największa od pół wieku susza. Przyczyną takiej sytuacji są obecne warunki atmosferyczne: brak śniegu i niewielkie opady deszczu.

Sytuacja w rolnictwie już jest dramatyczna. – Dochodzi do tego wysoka, jak na te porę roku temperatura, która przyspiesza wegetację roślin. A opadów jest niewiele – mówi prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, Gustaw Jędrejek. – To oznacza, że może być susza. Obecne temperatury grożą tym, że jeżeli w marcu przyszłyby jakieś przymrozki, to mogą wszystko wyniszczyć. Rzepaki w tej chwili są praktycznie w trakcie wegetacji, pszenica ozima jest zielona, jakby był kwiecień. Wody może zabraknąć w kwietniu i w maju w tym roku może się rozpocząć susza. Jedynym pocieszeniem jest, że ziemia nie jest zamarznięta, więc każdy deszcz, który przyjdzie, w nią wsiąka. Z naszych obserwacji wynika jednak, że jest go bardzo mało.

– Jeśli mamy pokrywę śniegu, to później wsiąka ona w ziemię i dzięki temu przez dłuższy czas suszy nie ma. Natomiast ta zima nie obfituje w deszcz i śnieg. Stąd zagrożenie suszą – mówi pełniący obowiązki zastępcy dyrektora do spraw ochrony przed powodzią i suszą Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej, Dawid Kostecki.

– Mamy bardzo duże obawy przed prognozami na 2020 rok, gdyż w 2019 r. bardzo mocno dotknęły nas przymrozki i susza. Jeśli teraz taka susza powtórzy się, możemy mieć tragiczną sytuację z produkcją rolną i w ogóle utrzymaniem naszych plantacji – mówi Józef Kępiński, rolnik i sadownik z Konstantynowa. – W 2019 roku wiśnia zmarzła nam w 100%, a porzeczka w 80%. Reszta porzeczki wyschła. Do dziś nie otrzymaliśmy pomocy od państwa.

– W tym momencie obawiamy się również, że, jeżeli temperatury wzrosną powyżej 10 stopni Celsjusza, zaczną rozwijać się choroby grzybowe. Należałoby więc stosować jakieś zabiegi. A nie mamy za co kupować tych środków – dodaje Józef Kępiński.

– Opracowujemy program przeciwdziałania skutkom suszy. Bazuje on na podobnych podstawach co programy retencji, opracowywane przez Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Ale chcemy też wiedzieć od samorządów, gdzie mogłyby takie inwestycje powstać – wyjaśnia Dawid Kostecki. – Poza tym najważniejsze jest racjonalne gospodarowanie wodą, począwszy od gospodarstw rolnych, skończywszy na każdym mieszkańcu województwa.

– Z problemem braku wody zderzamy się już od kilku lat. Nie mamy możliwości wielkiego wsparcia, bo nie posiadamy infrastruktury związanej z retencją. Melioracje przez wiele lat były zaniedbane. Powoduje to, że dzisiaj spotykamy się z bardzo poważnym problemem, bo te systemy po prostu nie funkcjonują – tłumaczy Romuald Murawski, wójt gminy Konstantynów.

– Rolnicy powinni sami tworzyć zbiorniki retencyjne, dlatego wystąpiliśmy nawet na walnym zgromadzeniu Krajowej Rady Izb Rolniczych, żeby rolnicy mogli budować zbiorniki o powierzchni do hektara. W tej chwili zbiornik taki może mieć powierzchnię tylko do 10 arów. Uważam, że to jest słuszny kierunek, dlatego nikogo to nic nie kosztuje. To rolnicy ponoszą koszty inwestycji – mówi Gustaw Jędrejek. – W innych krajach, dużo cieplejszych, susza jest podobna jak w Polsce. Ale tam są zbiorniki retencyjne, które zmieniają troszeczkę mikroklimat, ale przede wszystkim są rezerwuarem wody, którą w trakcie suszy można nawadniać uprawy. To jest naturalne i proste. Wystarczy dać zezwolenie rolnikom, a oni już sami to zrobią.

W województwie lubelskim najbardziej zagrożone suszą są powiaty bialski, radzyński oraz parczewski. Jest to związane z melioracją oraz istnieniem kanału Wieprz – Krzna, który dodatkowo odwadnia te tereny.

Jak na razie w powiecie bialskim nieliczne gminy podjęły działania na rzecz przeciwdziałania skutkom suszy. Tak jest w przypadku gminy Terespol, która w miejscowości Kobylany w ubiegłym roku utworzyła największy zbiornik retencyjny w regionie o powierzchni 25 hektarów.

 

MaT / JZon / WP / ToMa

Fot. pixabay.com

Exit mobile version