Sytuacja związana z rozprzestrzenianiem się w Polsce koronawirusa uzewnętrznia różne ludzie postawy. Od skrajnie egoistycznych przez wypieranie problemu po działania altruistyczne. Dlaczego tak się dzieje? O tym na antenie Radia Lublin opowiadał psycholog dr Ireneusz Siudem (na zdjęciu), z którym rozmawiał redaktor Wojciech Brakowiecki.
CZYTAJ: Lublin: tłumy w sklepach. Mieszkańcy robią zapasy
– Można się było tego spodziewać, ponieważ człowiek, jako istota społeczna żyje w pewnych zależnościach od swoich najbliższych, ale i od sąsiadów – zaznacza dr Siudem. – Istnieje coś, co nazywamy „wpływem społecznym”. Ten wpływ nie jest bez znaczenia. Są oczywiście osoby z natury rzeczy, od dzieciństwa nastawione bardziej optymistycznie. Mają taki styl życia, że podchodzą bardziej zadaniowo, w sposób kreatywny do problemów. Emanują jakąś energią, która zdaje się mówić, że „nic takiego nie będzie, poradzimy sobie, damy sobie radę, wspólnie możemy przezwyciężyć ten problem”. Niestety jest też spora grupa osób, które nie radzą sobie z tym napięciem i stresem. To są właśnie osoby, które mają nie tylko pesymistyczne nastawienie, ale też czasami dość silny wpływ na osoby, które im towarzyszą. Wówczas taka osoba zaraża się nie tylko wirusem, ale i takim sposobem czy stylem myślenia – dodaje.
– Miejmy nadzieję, że zarówno media, jak i środki masowego przekazu dokonają wszelkich starań, by do tej paniki nie doszło, by społeczeństwo uspokajać. Najistotniejsza jest umiejętność racjonalnego myślenia i racjonalnej oceny sytuacji – podkreśla dr Ireneusz Siudem.
Czy na to jest miejsce w sytuacji zagrożenia, które potęgowane jest tym, co między sobą przekazujemy? Często są to niepotwierdzone plotki. – Tych plotek nie unikniemy – twierdzi dr Ireneusz Siudem. – Musimy jednak zdawać sobie też sprawę z tego, że każda informacja, która trafia na osobę podatną, czyli na przykład na taką, która niezbyt dobrze radzi sobie ze stresem, czy na osobę, która osobowościowo miała już wcześniej wysoki poziom lęku i napięcia, z różnych całkiem innych powodów. To są osoby, które są w pewnego rodzaju grupie ryzyka. Do nich dociera informacja i często jest ona przekazywana ze zdwojoną siłą, tzn. zostaje ona obudowana wyobraźnią, teoriami spiskowymi, myślami destrukcyjnymi i chodzi teraz o to, żeby i z tym sobie radzić. Zauważmy, że staramy się racjonalnie podawać, jak uniknąć zarażenia wirusem, ale również dobrze by było, gdybyśmy podawali instrukcje, jak uniknąć paniki. Czyli co zrobić, żeby poczuć się w miarę komfortowo, by móc realnie przeciwdziałać zagrożeniom – dodaje.
Sytuacja z czwartku (12.03), kiedy zapadła decyzja o tym, że w Puławach powstanie szpital, w którym ewentualnie znajdować się będą chorzy z koronawirusem i okoliczni mieszkańcy już zgłaszają sprzeciwy. – Najprawdopodobniej dzieje się to z dwóch powodów – mówi w rozmowie z Radiem Lublin dr Ireneusz Siudem. – Pierwszy to jest oczywiście ten lęk o siebie, o rodzinę i najbliższych. Drugi powód to pewnego rodzaju niedoinformowanie. Ma to pewne ważne elementy i trzeba sobie zadać pytanie skąd się ono bierze. To nie jest kwestia takiej winy bezpośredniej mediów, na przykład, że nie podały informacji o tym, że to nie grozi zakażeniem, że to będzie miejsce chronione. To polega na też na tym, że niektórzy nie przyjmują tych informacji. Starają się za wszelką cenę udowodnić jakieś swoje koncepcje i teorie, niekoniecznie korzystne z punktu widzenia zachowania spokoju. Tutaj właśnie jest rola nie tylko mediów, ale też psychologów, nauczycieli, osób, które są autorytetami w lokalnych grupach społecznych, żeby takie informacje dementować i za wszelką cenę doprowadzić do realnej oceny sytuacji – dodaje.
CZYTAJ: Puławski szpital placówką zakaźną: przedstawiciele Solidarności w Grupie Azoty Puławy chcą zmiany decyzji
CZYTAJ: Puławy: radni o utworzeniu w mieście szpitala zakaźnego
CZYTAJ: Mieszkańcy Puław przeciwni przekształceniu szpitala w placówkę zakaźną
CZYTAJ: Nie ma powodu do paniki. Lech Sprawka o tworzeniu szpitala zakaźnego w Puławach
Wiele osób podchodzi do tego jak do wojny, stanu bezpośredniego zagrożenia życia, głodu, braku dostaw. – Nie powinniśmy się temu dziwić, bo to pierwsza tego typu sytuacja, jaka dzieje się nie tylko w naszym kraju, ale też i na świecie – opowiada psycholog. – Ludzie nie są do tego przyzwyczajeni. Znamy takie sytuacje z filmów katastroficznych. Niejednokrotnie to nas przerasta. Stąd te reakcje bywają nadmiarowe. Każdy z nas stara się dmuchać na zimne, czego prostym przykładem są zakupy wykonywane na czas kwarantanny. Kwarantanna trwa dwa tygodnie, więc można ściśle określić ilość potrzebnych produktów. Natomiast ludzie zwykle kupują tego więcej. Im więcej kupują, tym większa jest zagrożenie, że gdzieś czegoś zabraknie. Z drugiej strony, gdyby realnie ocenić sytuację, to nie ma takiej możliwości, bo jest tak duża nadprodukcja żywności, że można śmiało powiedzieć, że dużo takich działań jest napędzanych wyobraźnią popychaną lękiem – dodaje.
Jak będą kształtowały się nasze postawy w sytuacji, gdy należałoby spodziewać się raczej eskalacji? – Różnie – twierdzi dr Siudem. – Najprawdopodobniej ludzie będą się dzielić na kilka różnych grup. Są to osoby, które najbardziej narażone są na skutki działania wirusa, czyli seniorzy. Powinniśmy dołożyć wszelkich starań, żeby te osoby właśnie izolować. One mają powód do lęku, ale ten lęk powinien być również realny. Druga grupa to osoby, które chętnie organizują się w celu pomagania innym. Proponują zakupy, organizację działania, które miałoby ochraniać ludzi bardziej zagrożonych. Na pewno będą też grupy osób, które popadną w panikę, których lęk będzie paraliżował i będzie wzmagał w nich działania często irracjonalne. Takie osoby na pewno będą ujawniać się w różnych społecznościach. Teraz ważne jest, żebyśmy umieli to przewidzieć i, żebyśmy umieli tego typu zachowania powstrzymać – dodaje.
WB / opr. WP
Fot. archiwum