Ogromne kolejki w sklepach i aptekach – taki widok od wczoraj (11.03) można zobaczyć praktycznie na terenie całej Lubelszczyzny. Panika w tej sytuacji nie jest jednak wskazana, a zdrowy rozsądek powinien być na pierwszym miejscu.
Dlaczego jednak czasem tak się nie dzieje wyjaśnia w rozmowie z Łukaszem Grabczakiem psycholog Maciej Zwolski.
Jakie mechanizmy ujawniają się w nas i naszym zachowaniu w sytuacjach kryzysowych?
– Pierwszy i podstawowy to mechanizm paniki. Polega on na tym, że wszystko co jest nieznane, niedookreślone wzbudza w nas niepokój i lęk. Efekt jest taki, że zaczynamy panikować, wykonywać różne nieprzewidywalne ruchy i staramy się naśladować innych ludzi. Wczoraj poszedłem na zakupy i ludzi było dość dużo, a określone półki były wyczyszczone. Jest jeszcze jeden zakres zachowań tzw. nieobliczalnych – część osób która doświadcza lęku wykonuje ruchy totalnie nieprzewidywalne. Nie wiadomo, co tak naprawdę zrobią. Mogą uciekać z domu, szwendać się po ulicach, iść do grupy ludzi, by złapać wirusa albo zarazić. Są nieprzewidywalni.
Co nas przed tym zabezpiecza?
– Słuchanie instrukcji i procedur. To niesamowicie ważna rola odpowiednich służb. Czytałem artykuł na temat Niemiec, gdzie w prosty sposób załatwiono sprawę zakupów. Podane jest co i w jakiej ilości należy kupić w czasie kryzysu – dokładnie określony koszyk. Taka jasna informacja buduje poczucie bezpieczeństwa. Wiem co kupić.
Czyli z jednej strony nie panikujmy, z drugiej – nie bagatelizujmy sytuacji.
– Uważam, że Polacy mają dużo myślenia anarchistycznego. Każde ograniczenie wolności buduje w nich niezadowolenie. Naszym myśleniem powinno być myślenie propaństwowe, czyli jeżeli minister zdrowia mówi, że należy myć ręce, że nie należy wykupywać dużej ilości żywności, że nie powinniśmy się witać przez podanie rąk – jest to informacja istotna. I nie jest ważne co ja myślę na temat wirusa, czy on jest straszny, czy nie straszny, tylko powinienem słuchać osoby, która wie co mówi. Zna się na tym.
Zbiorowa kwarantanna, bo tak to możemy nazwać, to także sytuacja, w której konflikty wiszą w powietrzu.
– Myślę, że tak. Rodzice troszeczkę odzwyczaili się od swoich dzieci z tego powodu, że dzieci i młodzież idą do szkoły na 5 – 8 godzin. Następnie wracają do domu i siadają do lekcji. Nie przebywają wiec z rodzicami, dajmy na to, 10 godzin dziennie. W związku z tym, taka konfrontacja długiego czasu przebywania ze sobą może skutkować konfliktami. Chodzi więc o zagospodarowanie czasu – pomysł na siebie. Uczeń wraca do domu i staje się synem/córką rodzica, który wraca do domu. To jest kwestia pomysłu nie tylko na siebie ale też na relację. W jaki sposób ją budować, jak ze sobą rozmawiać, spędzać ten dłuższy, wspólny czas. To jest praca przede wszystkim dla rodziców. Szukajmy plusów, a nie minusów tej sytuacji. Uważam, że wszystko po coś się przydarza. W zależności od tego jaką nadamy wydarzeniu wartość, to ono dokładnie takie będzie. W sytuacji odizolowania – na ile jesteśmy w stanie dostosować się do procedur i instrukcji. Na ile okażemy się obywatelami odpowiedzialnymi za nasze państwo i społeczeństwo. Za nas samych.
Co w obecnej sytuacji pana niepokoi?
Czasami bagatelizowanie. I to osób na stanowiskach administracyjnych. Uważam, że nie powinni głosić swojego zdania – czy wirus jest straszny czy niestraszny. To nie jest ich rola. Ich rolą jest dokładne dostosowanie się do procedur. Nie bagatelizujmy ich absolutnie!
ŁuG / WP
Fot. SzyMon