Zmarł ojciec Maksymilian Wasilewski, gwardian klasztoru franciszkanów w Chełmie. Był nie tylko kapłanem i misjonarzem, ale także kapelanem Chełmianki, zapalonym kibicem piłki nożnej i opiekunem Towarzystwa Rodzin Kresowych w Chełmie. Miał 61 lat.
– Dzisiaj wspominamy ojca Maksymiliana, a dla tych, którzy go znali bliżej: „naszego Maksia”. To był człowiek, który w sercu pamiętał, że Chełm to miejsce, w którym przyszło mu spędzić najszczęśliwsze lata życia – mówi Dorota Cieślik, wiceprezydent Chełma.
– Poświęceniach był przez prawie 15 lat na misji w Afryce, w Togo. Później wrócił do Chełma. Został przełożonym klasztoru. Doprowadził do koronacji obrazu św. Antoniego. Pracował dla swoich krajan, bo pochodził z Chełma. Był nawet mianowany kapelanem Chełmianki – opowiada ojciec Berard Karpiński.
– Poznałem go dość późno, przy okazji zbierania materiałów do książki o historii Chełmianki. Wtedy dowiedziałem się od prezesa, że klub – jako jeden z nielicznych – ma swojego kapelana. Był wielkim kibicem, nie mógł przepuścić żadnego spotkania. Kibicował Chełmiance praktycznie do ostatnich swoich dni – mówi pan Bogdan.
– Był świetnym kapłanem i pięknym człowiekiem, zawsze skorym do pomocy tym, którzy jej potrzebowali – opowiada pan Tomek. – Pamiętam, jak kiedyś przy straconej przez zespół bramce, wypsnęło mi się niecenzuralne słowo. Odwróciłem się, zobaczyłem ojca Maksymiliana i zdębiałem. „Spokojnie – powiedział – na czas meczu udzielam specjalnej dyspensy”. Był człowiekiem uśmiechniętym, dowcipnym, życzliwym ludziom.
– Przez prawie dwa lata chodził z pompą w sercu. Później złapał bakterię. Wskutek tej infekcji musiał mieć zrobiony przeszczep serca. Przez ostatnich osiem miesięcy przebywał w szpitalu w Aninie. Przeszczep się udał, ale miał tyle schorzeń, że organizm tego nie wytrzymał – dodaje o. Berard Karpiński
Kapłan swoją posługę duszpasterską pełnił w zasadzie do końca swoich dni.
RyK / opr. ToMa
Fot. chelmianka.pl