W wyemitowanej 31 marca w Polskim Radiu Lublin audycji „Szlachetne zdrowie” jako pierwsi mówiliśmy o dobrych wynikach związanych z leczeniem koronawirusa metodą eksperymentalną. Terapia została wdrożona w Katedrze i Klinice Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Wtedy kierownik Kliniki, profesor Krzysztof Tomasiewicz (na zdj.) powiedział, że terapia zastosowana wobec trzech pacjentów przynosi efekty.
Czy po tygodniu możemy powiedzieć, że rzeczywiście je przyniosła?
– Po tygodniu mogę powiedzieć, że efekty są bardzo dobre i wszyscy trzej pacjenci czują się bardzo dobrze. Jeżeli chodzi o ich stan kliniczny, też nie mamy żadnych zastrzeżeń – mówi profesor Krzysztof Tomasiewicz: – Przez tydzień wdrażania terapii zauważyliśmy bardzo pozytywne zmiany w badaniach laboratoryjnych. Naprawdę wygląda to bardzo obiecująco. Oczywiście nie jest to koniec terapii. Lek jeszcze działa. Ma on bardzo długi okres półtrwania, a więc przez cały czas utrzymuje się w organizmie. Ale naprawdę mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że jesteśmy bardzo dobrej myśli.
CZYTAJ: Lublin: innowacyjna terapia pacjentów z koronawirusem przynosi rezultaty
– Baliśmy się bardzo takiej sytuacji, że zablokujemy pewien szlak metaboliczny czy immunologiczny, natomiast gromadzenie tych pewnych przekaźników czy markerów immunologicznych nadal będzie występowało. Ale wczorajsze badania pokazują, że dochodzi do spadku niedobrych czynników, które się u pacjentów gromadziły. To kolejna bardzo dobra informacja – podkreśla Krzysztof Tomasiewicz.
CZYTAJ: Nowatorska metoda leczenia chorych na COVID-19 w Lublinie. „Stan pacjentów jest zdecydowanie lepszy”
COVID-19 wywołuje swego rodzaju burzę cytokinową w naszym organizmie. Lek, który podawany jest w Klinice, powoduje przerwanie tego złego łańcucha?
– My chcemy nie doprowadzić do tej burzy cytokinowej, dlatego że kiedy ona już się zadzieje, może być trochę za późno – zaznacza Krzysztof Tomasiewicz: – Bardzo ważne jest wyłapanie odpowiedniego momentu. Jeszcze raz powtarzam, że to nie jest lek dla każdego. To nie jest lek dla wszystkich pacjentów, ani taki, który rozwiąże problem pandemii Covid-19. Ale u poszczególnych pacjentów jest w stanie sprawić, że nie będą wymagali respiratora, że nie będą zmierzali w niedobrym kierunku, jeżeli chodzi o rozwój choroby. Dlatego tu nasze nastawienie jest bardzo optymistyczne.
CZYTAJ: Lubelski szpital centrum innowacyjnych terapii w walce z koronawirusem
Jak powinna wyglądać ocena pacjentów. Któremu podać lek, a któremu nie?
– Na pewno nie stosujemy leku u pacjentów bezobjawowych i skąpo objawowych. Przebiegi zakażenia koronawirusem w 80-85% są albo bezobjawowe albo łagodne – mówi Krzysztof Tomasiewicz : – Natomiast jeżeli pacjent jest już w szpitalu, to też nie znaczy, że w pierwszej dobie musimy mu podać lek. Oczywiście wszystko zależy od tego w jakim stanie pacjent trafi do szpitala. Później jest monitorowanie. Jeżeli zaczyna się pogarszać oddechowo i widzimy spadek wysycenia krwi tlenem, to jest to moment, kiedy, po szybkiej ocenie parametrów immunologicznych, należy podjąć decyzję o podaniu leku bądź nie.
Czy to znaczy, że tą ścieżką powinny pójść wszystkie szpitale?
– Chcę skromnie powiedzieć, że my nie wyznaczamy jakichś nowych trendów. Koncepcja leczenia poprzez blokowanie układu immunologicznego jest praktycznie powszechnie znana wśród specjalistów. Natomiast najważniejszym problemem jest wybór momentu podania. Najważniejszy jest wybór cząsteczki – podkreśla Krzysztof Tomasiewicz: – My również rozpatrywaliśmy różne cząsteczki. Zdecydowaliśmy się na lek, który, jak nam się wydawało, ma największe uzasadnienie po analizie patogenezy choroby, a poza tym ma też w miarę akceptowalny profil bezpieczeństwa. Proszę pamiętać, że podajemy lek w ramach terapii eksperymentalnej. My chcemy pacjentowi pomóc, natomiast działania niepożądane mogą być groźne. Staraliśmy się wybrać taki preparat, który zapewniałby pewien stopień bezpieczeństwa. Oczywiście on też ma dużą liczbę działań niepożądanych, ale po to pacjent jest w szpitalu, żeby uważnie go monitorować. Są ośrodki na świecie, które stosują podobne terapie. Ich nie jest dużo. Sam jestem zdziwiony tym, że to są naprawdę pojedyncze przypadki pacjentów leczonych w ten sposób. Po naszych doświadczeniach śmiem twierdzić, że powinno ich być więcej. Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Różne cząstki są rozpatrywane i myślę, że ta terapia na pewno będzie stosowana przez wiele ośrodków.
Optymistyczne wieści dochodzą chociażby z Krakowa, gdzie naukowcy opracowują lek, który pomógłby w zwalczaniu koronawirusa.
– Pamiętajmy tylko o tym, że tutaj mówimy o wyłączaniu wirusa i o lekach przeciwwirusowych – mówi Krzysztof Tomasiewicz: – Leki przeciwwirusowe za chwilę będą. Śmiem nawet twierdzić, że nawet szybciej niż nam się wszystkim wydaje. One są już w bardzo zaawansowanej fazie badań klinicznych. Są stosowane w niektórych krajach i u nas tak samo będą używane. Bez przerwy słyszymy, że toczą się badania. Mam wrażenie, że jest taki chaos informacyjny i my też musimy wiedzieć co działa, a co nie działa. Musimy opierać się na pewnych faktach. Tak jak w naszym przypadku, gdzie decyzje oparliśmy o bardzo nieliczne sygnały dochodzące ze świata. Ale jednak uzasadnienie było. Natomiast czasami spotykamy się z takimi sytuacjami, że jednemu pacjentowi podano jakiś lek albo preparat i na podstawie tego ktoś chce wyciągać daleko idące wnioski. Trzeba tutaj być bardzo ostrożnym. Oczywiście nie mówię tego o kolegach z Krakowa, bo tam mówimy o badaniach naukowych i o twardych faktach, natomiast czasami jest tak, że trzeba jeszcze te doświadczenia laboratoryjne przenieść do warunków klinicznych. Mieliśmy wiele leków, które działały świetnie w tzw. warunkach in vitro, natomiast zastosowane u pacjenta nie zawsze się sprawdzały.
Pojawiają się głosy, że niestety wybuchu epidemii w Polsce będziemy musieli się spodziewać na przełomie maja i czerwca.
– Takich głosów było wiele. Słyszałem już, że szczyt miał być 10 kwietnia, na początku kwietnia, na końcu kwietnia. Nie bawię się we wróżenie – mówi profesor Krzysztof Tomasiewicz: – Nie wiem, kiedy będzie szczyt epidemii. Podjęliśmy pewne kroki ograniczające kontakty. Zadziało się to na dość wczesnym etapie. Bardziej bym się przychylał ku temu, że jednak ten szczyt nastąpi gdzieś w okresie bieżącego miesiąca. To będzie też zależało od tego, jakie będą dalsze zarządzenia dotyczące normalnego życia codziennego. Bo ciężko jest wyłączyć kraj, wyłączyć gospodarkę na pół roku czy na rok. To w ogóle nie wchodzi w rachubę, ponieważ pojawią się następne problemy. Nie wiem, kiedy będzie szczyt zachorowań, ale wierzę, że w kwietniu.
– Nadchodzące święta nie będą takie jak poprzednie. Ograniczenia będą obowiązywały pewnie jeszcze w okresie poświątecznym, co do tego nie ma chyba wątpliwości – podkreśla Krzysztof Tomasiewicz: – Natomiast kiedy będziemy mieli ewidentny spadek zachorowań, taki, jaki teraz na przykład jest w Austrii, tego nie wiemy. Ale przykład Austrii jest dla nas bardzo pozytywnym sygnałem, że jednak koniec tej epidemii jest możliwy.
CZYTAJ: Nowatorska metoda leczenia koronawirusa testowana w Lublinie
WB / opr. DySzcz
Fot. pixabay.com/ archiwum