Placówki opiekujące się zwierzętami w trudnej sytuacji

giraffe 2222908 1920 2020 04 06 192613

Epidemia koronawirusa to ciężki czas także dla zwierząt. Jak sobie radzą w tym trudnym czasie placówki sprawujące opiekę nad zwierzakami?

– Nasza sytuacja nie wygląda dobrze. Jesteśmy zamknięci, a utrzymywaliśmy się z wycieczek – mówi w rozmowie z Radiem Lublin kierownik zoo w Wojciechowie, Dorota Wieczorek. – Uśredniony koszt utrzymania zwierząt to 30 tysięcy złotych. To nie tylko żywność, ale opieka weterynaryjna, suplementy diety. Mamy pumy, lamparty, małpy. To są zwierzęta, które bardzo dużo jedzą. Mamy około 80 gatunków i około 150 sztuk. W tym momencie uruchomiliśmy akcję, w której zbieramy pieniądze na ten cel. Dzięki niej trafia do nas też żywność dla zwierzaków: ziemniaki, marchewka, buraki czy owoce. Z wielką chęcią przyjmujemy takie rzeczy.  

CZYTAJ: Wojciechowskie zoo potrzebuje pomocy. Właściciel: mogę nie jeść, ale na uśpienie zwierząt nie pozwolę

– Wstrzymane są adopcje, a mieliśmy ich troszeczkę zapewnionych – zaznacza Maria Ferenc, opiekun Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krzesimowie. – W tej chwili w naszej placówce przebywa 17 zwierząt. Są to starsze psy. Niestety wszystko jest wstrzymane i musimy czekać. Mamy czas na wyprowadzkę do 30 czerwca. Chociaż będę starała się wystąpić do nadleśnictwa o przedłużenie tego terminu. Bowiem opóźnienie nie zaszło z naszej winy. Dostaliśmy puszki od sponsorów oraz ofiarodawców, za co bardzo serdecznie dziękuję. Trochę jednak mniej niż zwykle. Jest ciężej – dodaje.

– Obostrzenia, które wprowadziliśmy, a mam na myśli między innymi wstrzymanie adopcji oraz przyjęć darów, są podyktowane tym, żeby na terenie obiektu nie doszło do zakażenia – opowiada Dorota Okrasa ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie. – Boimy się sytuacji, w której te zwierzęta mogłyby pozostać bez opieki. Przemyśleliśmy wszystkie scenariusze. Jeżeli doszłoby do zakażenia któregoś z pracowników, będziemy postulować objęcie nas kwarantanną na miejscu. Wszystko po to, by nie pozostawiać tych zwierząt. Jeszcze korzystamy z zapasów zimowych, ponieważ mieszkańcy Lublina i okolic byli dla nas bardzo hojni. Sytuacja nie jest podbramkowa, chociaż nie ukrywam, że zastanawiamy się, co będzie w przyszłości – dodaje.  

– Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że jesteśmy jednostką budżetową. Mamy zapewnione finansowanie, przynajmniej na razie. Zoo jest zamknięte, w związku z czym nie przynosi dochodów – podkreśla Grzegorz Garbuz, dyrektor Ogrodu Zoologicznego im. Stefana Milera w Zamościu. – Doszły nas informacje z Nowego Jorku, że jeden z tygrysów jest zakażony koronawirusem. W tej chwili mamy zalecenie, by pracownicy przy tygrysach i małpach pracowali w maseczkach oraz rękawiczkach jednorazowych. To takie dmuchanie na zimne – dodaje.

– Dla zwierząt liczy się nie tylko jedzenie, ciepły kąt, ale również możliwość wyjścia na spacer, pielęgnacja i wszelkiego rodzaju zabiegi, które kojarzą się z domem. W tym momencie jesteśmy w stanie poświęcić czworonogom więcej czasu i skupienia – twierdzi Okrasa. –  Telefonów, a przede wszystkim fizycznych wizyt jest mniej. Na pewno korzystają na tym nasze zwierzaki. One na szczęście nie czują jakiejś obawy i grozy przed tym, co się obecnie dzieje – dodaje.

– Cały czas działamy – podkreśla Lena Grusiecka z Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Skrzynicach Drugich. – Wciąż do nas trafiają zwierzaki. Ostatnio były to wiewiórki z cmentarza przy ulicy Lipowej w Lublinie. Spadło gniazdo. Ze względu na małą liczbę osób odwiedzających cmentarz, małe wiewiórki musiały tam leżeć dosyć długo. Dwie nie przeżyły upadku. Jedną nam się udało uratować. Cały czas zwierzęta do nas przyjeżdżają, chociaż w związku z sytuacją materialną ludzi widzimy, że ilość pomocy się zmniejszyła – dodaje.

Na paszę trzeba obecnie czekać nawet dwa tygodnie. Ośrodek bardzo chętnie przyjmie materiały budowlane, kocyki oraz podkłady higieniczne. Pod opieką stowarzyszenia są między innymi także jeże i ptaki drapieżne.

LilKa / opr. PaW

Fot. pixabay.com

Exit mobile version