Strażacy kończą akcję gaśniczą w Biebrzańskim Parku Narodowym. Nadal jednak będą dozorować miejsce pożaru i potencjalne zarzewia ognia.
W nocy śmigłowiec i drony z kamerami termowizyjnymi sprawdzały teren spalony przez ogień. Jest na nim niewiele miejsc o podwyższonej temperaturze.
Od tygodnia pożar gasiło ponad pół tysiąca strażaków zawodowych, strażaków ochotników i żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Teraz ich działania będą skupiały się na sprawdzaniu pogorzeliska. – To taka praca fizyczna, podczas której trzeba przepaloną glebę rozgrzebywać i przelewać wodą. To żmudne działania – wyjaśnia Krzysztof Batorski, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej.
Pożar objął blisko 5,5 tysiąca hektarów prawnie chronionego terenu. Jego prawdopodobną przyczyna było celowe podpalenie lub wypalanie traw.
Tymczasem dyrektor Biebrzańskiego Parku Narodowego Andrzej Grygoruk wyznaczył nagrodę za wskazanie podpalacza. – Wynosi ona 10 tysięcy złotych – poinformował.
Andrzej Grygoruk podkreślił, że największy od wielu lat pożar w Parku to efekt podpalenia łąk. Dodał, że podpalacza można wskazać, dzwoniąc do niego na telefon komórkowy.
Na stronie Biebrzańskiego Parku Narodowego nie podano numeru telefonu do dyrektora. Udostępniono za to numery do jego sekretariatu: 857 380 620 oraz 857 383 000.
RL / IAR / opr. ToMa
Fot. pixabay.com