W polskich firmach brakuje pracowników – szczególnie zagranicznych, np. zza naszej wschodniej granicy – z Ukrainy. Wielu z nich wyjechało w związku z obecną sytuacją epidemiologiczną.
– Ocenia się, że w Polsce zostało pół miliona pracowników z Ukrainy, podczas gdy zapotrzebowanie w gospodarce jest na mniej więcej półtora miliona – mówi dyrektor handlowy firmy Godan Serwis, Jacek Skowroński. – W tej chwili widać zdecydowanie mniejszą podaż takich pracowników w Polsce. Sytuacja jest delikatna i wielowątkowa – z jednej strony mamy pandemię, która jest zagrożeniem dla całej gospodarki i dla ludzi żyjących w Polsce, z drugiej mamy pewne potrzeby: praca związana np. ze zbiorem, czy przetwarzaniem żywności musi być wykonana – dodaje.
– Zawsze jest tak, że jeżeli mamy pracowników zagranicznych, wpływają oni na szybsze tempo wzrostu czy rozwoju gospodarczego, bo podejmują pracę, której nie ma komu podjąć w Polsce, albo której część Polaków po prostu nie chce podjąć. To dotyczy każdego rynku. Oczywiście każda gospodarka może funkcjonować bez pracowników zagranicznych, czy wtedy kiedy stanowią oni mniejszy odsetek, ale wtedy płacimy za to wzrostem gospodarczym – mówi Łukasz Jasiński, ekonomista z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.
– Teoretycznie ruch pracowników z Ukrainy istnieje, dlatego że można przejechać granicę mając odpowiedni zestaw dokumentów, tylko jest to bardzo mały ruch versus z tym, co było obserwowane rok temu. Osoby, które przyjadą rzeczywiście muszą być poddane kwarantannie i to jest dla każdego pracodawcy bardzo duży problem, bo za nią trzeba takiemu pracownikowi zapłacić – mówi Jacek Skowroński.
– Obecnie na rynku zapotrzebowanie na pracę jest znacznie mniejsze, co zwiększa trudności kandydatów w podjęciu nowego zatrudnienia – mówi Kamil Sadowniczyk, dyrektor ds. rozwiązań onsite z agencji rekrutacyjnej Manpower Polska.
Według różnych danych Ukraińcy stanowią około 30% wszystkich pracowników w branżach takich jak: rolnictwo, handel detaliczny czy budownictwo.
InnY / SzyMon
Fot. pixabay.com