Po dwumiesięcznej przerwie restauracje znów są otwarte dla klientów. Lokale muszą jednak spełnić wytyczne dotyczące bezpieczeństwa – na każdego klienta musi przypadać cztery metry kwadratowe, a obsługa gości odbywać przy stoliku.
Izabela Kozłowska-Dechnik (na zdj.), która od kilkunastu lat prowadzi restauracje na Starym Mieście w Lublinie przyznaje, że epidemia koronawirusa zmieniła oblicze polskiej i lubelskiej gastronomii.
– Przed nami pierwszy weekend po otwarciu i to on nam pokaże jak będzie dalej. Na razie wrócili stali klienci i przyjaciele restauracji, ale nie w takiej ilości jakiej się spodziewaliśmy – mówi Izabela Kozłowska-Dechnik, która była gościem porannej rozmowy w Radiu Lublin.
– Koronawirus nas po prostu zaskoczył, tak jak wszystkich. Gdyby ktoś mi powiedział trzy miesiące temu, że zamknę restaurację na dwa miesiące, to stwierdziłabym, że buja w obłokach. Wydawałoby się, że jest to bardzo bezpieczny biznes, bezpieczna praca, jednak to są bardzo smutne historie kiedy restauracje się zamykają dlatego, że nie mają możliwości funkcjonowania. Jeden główny problem, to jest zachowanie odległości między stolikami, więc w restauracji, która może pomieścić 90 osób nagle wywieszamy kartkę, że możemy przyjąć 38. To ogromny problem, zwłaszcza jeśli chodzi o ogródki – dodaje.
W związku z obostrzeniami dotyczącymi działalności, lubelscy restauratorzy zwrócili się do władz miasta o obniżenie czynszów za wystawienie przed lokalem ogródków. Spotkanie w tej sprawie ma się odbyć jutro (22.05) w ratuszu.
ToNie / SzyMon
Fot. SzyMon