W budynku na terenie Nadleśnictwa Sobibór w miejscu byłej bazy transportowej zasiedliły się zdziczałe koty, którymi zaopiekował się jeden z pracowników jednostki. To spowodowało konflikt z dyrekcją placówki, która uważa, że pomieszczenia służbowe do których dostają się zwierzęta to niebezpieczne dla nich miejsce. Sprawą zajął się urząd gminy.
– Nie dokarmiam ich w czasie pracy, robię to przed i po powrocie z niej. Jak znalazłem małe kocięta, to nie miałem serca się nimi nie zająć. Pewnego dnia trzeba było sprzątnąć pomieszczenie socjalne. Musiałem przenieść je na zewnątrz. Koty je przyniosły i obecnie mieszkają w pomieszczeniu zastępczym, takim bardzo starym, gdzie kiedyś – jak była tu baza transportowa, mechanicy trzymali narzędzia i butle z gazem – mówi w rozmowie z Radiem Lublin Andrzej Kuźnicki, pracownik Nadleśnictwa Sobibór.
– Dla nas przetrzymywanie tych kotów w pomieszczeniach służbowych jest nie do zaakceptowania. To nie jest miejsce dostosowane dla potrzeb zwierząt. Bardzo uciążliwe jest to dla współpracowników i osób, które się tam pojawiają. Ludzie przychodzili do mnie ze skargami, że jest tam bardzo brudno, że utrzymuje się fetor, że ciężko się poruszać, bo spod nóg wyskakują koty – mówi Bożena Mikołaczak, sekretarz Nadleśnictwa Sobibór.
– Są to pomieszczenia w których znajduje się wyposażenie i narzędzia pracy. Zostały one przez te koty zniszczone – na przykład tace opadowe do prognozowania zagrożenia żerem chrabąszcza majowego. Są one zbudowane z ramy drewnianej i z materiału. Poza tym pomieszczenia te są również zagrożeniem dla tych kotów – w magazynie straży leśnej, nie dalej jak trzy dni temu, po południu, kiedy już nikogo nie było, kot zaplątał się w sieci. Gdyby nie interwencja drugiej zmiany straży leśnej, mógłby on w większy sposób ucierpieć – mówi Dariusz Filipczak, nadleśniczy z Nadleśnictwa Sobibór.
– Zgłosił się do nas pan, który pracuje w Nadleśnictwie Sobibór i na jego terenie dokarmia koty. Poprosił o wpisanie go na listę opiekunów społecznych – mówi Radosław Cenkała, inspektor z Urzędu Gminy we Włodawie. – W naszym urzędzie prowadzimy taką listę tylko w okresie jesienno-zimowym. Jeżeli zarządca nie zgadza się, żeby zwierzęta przebywały na jego terenie musielibyśmy je przenieść w teren neutralny, najlepiej zarządzany przez naszą gminę. Mamy takie miejsce na terenie Sobibór Stacji. Koty mogłyby zostać tam przeniesione. To trudne, ale możliwe do zrobienia – dodaje.
– Pan Andrzej jako pracownik nadleśnictwa od lat opiekował się i opiekuje kotami. Nie reagowałem na to do momentu, kiedy ta sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli, kiedy te zwierzęta w sposób niekontrolowany zaczęły się rozmnażać i być uciążliwe dla innych – mówi nadleśniczy Dariusz Filipczak.
– W tym momencie jest ich 13 czy 14. Dużo ich nie przybywa. Wszyscy się boją, że nagle będzie ich 80 i będzie plaga, to nieprawda – odpowiada Andrzej Kuźnicki.
Budynek przy stacji Sobibór należący do gminy znajduje się ok. 200 metrów od miejsca w którym obecnie przebywają koty. Nadleśnictwo zapewnia, że małe kocięta pozostaną w obecnym miejscu do momentu w którym same nie zaczną przyjmować pokarmu.
RyK / SzyMon
Fot. pixabay.com