Dżuma, cholera i inne zarazy przez wieki pustoszyły Europę. Nie omijały też Lublina. Pracownicy Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN” od dwóch lat zbierają materiały na ten temat.
Wcześniej rozmawialiśmy o organizacji życia w mieście.
CZYTAJ: Historia sprzed lat: Lublin w czasach zarazy
CZYTAJ: „To były straszne choroby”. Dawny Lublin w czasach zarazy
Teraz zapytamy o ludzi. – Zachowywali się oni różnie – mówi Patrycja Serafin, która bada ten temat. – Niektórzy, będąc przekonaniu, że niedługo umrą, oddawali się uciechom, takim jak na przykład odwiedzanie karczm czy zamtuzów, oczywiście pod warunkiem, że przybytki te nie były zamknięte.
Postawy takie należały jednak do mniejszości. – Większość mieszczan uważała mór za objaw gniewu Bożego, który należy przebłagać. Na wieść, że do Lublina zbliża się zaraza duża część duchowieństwa uciekała, ale byli tez tacy księża i zakonnicy, którzy zostawali w mieście. Zanotowano sporo takich bohaterskich postaw wśród jezuitów. Był wśród nich na przykład ojciec Marcin Pnorowicz, który zmarł na ambonie podczas wygłaszania kazania czy znakomity kaznodzieja ojciec Rafał Jączyński, który zmarł podczas posługi chorym – mówi Patrycja Serafin.
– Warto też zapamiętać nazwisko ojca Wenantego Skomorowskiego z lubelskiego klasztoru franciszkanów reformatów. W czasie zarazy, która nawiedziła Lublin w latach 1708-1712, przez kilka lat służył zapowietrzonym, udzielając spowiedzi i roznosząc Komunię Świętą. W końcu jednak sam zaraził się dżumą. Wtedy, według przekazów, klęknął przed drzwiami kościoła jezuitów i umarł. Jego śmierć została odczytana przez mieszkańców miasta jako ofiara za ich zdrowie, gdyż po niej zaraza miała się skończyć – dodaje Patrycja Serafin.
– Ludzie nie wiedzieli, co powoduje choroby. Ale mieli różne pomysły wytłumaczenia tego. Niektóre były bardzo ciekawe. Na przykład ten, że przelatująca kometa jest w stanie wzbudzić „miazmaty” powodujące epidemię. Jednak instynktownie łączono choroby z powietrzem. Stąd „powietrze”, wymieniane w modlitwach, kojarzyło się jednoznacznie z zarazą – tłumaczy Andrzej Janociński z Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.
– Epidemia miała wpływ na kulturę i sztukę, między innymi na teksty modlitw i pieśni. Niektóre z nich śpiewamy do dziś, na przykład Suplikację „Święty Boże, Święty Mocny…”: „Od powietrza, głodu, ognia i wojny. Wybaw nas Panie!” – wyjaśnia Urszula Konopa z Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”.
Po zarazie zazwyczaj przychodził głód. – Był on czasami drugą siłą, z którą człowiek nie był w stanie sobie poradzić. Jeżeli w wyniku epidemii umierało mnóstwo osób, przestawały działać miasta, ludzie tracili dorobek życia, dom, opiekunów, dochody, głód był naturalnym zjawiskiem. Bardzo często tym dwóm plagom towarzyszyły też wojny – dodaje Urszula Konopa.
Fragment lubelskich ksiąg miejskich
– Pola leżały ugorem, ludzie byli wycieńczeni pracą, żałobą pokryły się domy. Biedni wychodzili na pola i tam zbierali korzonki, zaś inni zabili wychudzone bydło. Gdy już i to zużyli, życie stawało się karą a śmieć nagrodą.
O wywołanie zarazy oskarżane często były określone grupy ludności, stając się kozłami ofiarnymi. – Częstymi ofiarami pomówień i oskarżeń padali cudzoziemcy, trędowaci, członkowie sekt religijnych i mniejszości etnicznych, takich jak Cyganie, Tatarzy i Żydzi. O celowe rozprzestrzenianie moru oskarżano także włóczęgów, żebraków czy grabarzy morowych. Najbardziej jaskrawym tego przykładem może być proces o szerzenie dżumy, do którego doszło w 1711 roku w Lublinie. Sądzono w nim trzech grabarzy, którym postawiono zarzut umyślnego szerzenia w mieście zarazy morowej w celach zarobkowych – opowiada Patrycja Serafin.
Grabarze ci zapłacili głową.
Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN” przygotowuje stronę internetową poświęconą zarazom w Lublinie. Będzie można na niej znaleźć dokumenty, opisy i inne archiwalia. Pracę trwają od dwóch lat.
MaG / opr. ToMa
Na zdj: Pieter Bruegel starszy „Triumf śmierci”, fot. wikipedia.org