Rozwój pandemii koronawirusa spowodował, że rodzice dzieci przebywających w lubelskiej Klinice Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej od dwóch miesięcy nie mogą opuszczać nie tylko szpitala, ale także oddziału. Stowarzyszenie na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi organizuje zbiórkę pieniędzy na obiady dla rodziców dzieci z oddziału onkologii w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie.
– Dla rodziców jest to wielkie obciążenie – mówi koordynatorka Stowarzyszenia na Rzecz Dzieci z Chorobami Krwi, Magdalena Pietnoczko. – Teraz nie mogą oni wyjść na zewnątrz, nie mogą się przewietrzyć. Sale też nie są jednoosobowe, więc przebywa w nich po 2-3 pacjentów. Do tego dochodzą rodzice, do tego ich rzeczy, które gdzieś muszą trzymać. Nawet taras, który o tej porze roku był już czynny dla dzieci i rodziców – na który mogli wyjść – teraz jest nieczynny. Oni są cały czas na salach, nie chodzą nawet pomiędzy salami. Na oddziale przebywa ok. 30. rodziców. Ta liczba się zmienia. Dzieci leżą też na korytarzach.
– Bieliznę, różne drobne rzeczy potrzebne z domu, rodzina dostarcza do wejścia do szpitala. Nasz personel je odbiera i przekazuje na oddział – mówi prof. Jerzy Kowalczyk, kierownik Kliniki Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie. – Można powiedzieć, że jest to w tej chwili oddział zamknięty. Trzeba sobie zdawać sprawę, że leżą tu dzieci z nowotworami, u których prowadzona jest chemioterapia. I każdy dzień zwłoki powoduje zmniejszenie szans na wyleczenie. Praktycznie rzecz biorąc, w naszym regionie nie ma drugiego takiego oddziału, który byłby w stanie przejąć tych pacjentów. W związku z tym mamy takie obostrzenia, by zachować ciągłość leczenia pacjentów. Również tych, którzy mają przerwy w leczeniu i wracają po 2-3 tygodniach na oddział. Te dzieci też przechodzą pewne specyficzne procedury, zanim wejdą na oddział.
– Pamiętajmy, że ta sytuacja związana ze szpitalem, hospitalizacją, widokiem chorych jest trudna, ponieważ otoczenie przez cały czas się nie zmienia – mówi Marlena Stradomska z Instytutu Psychologii UMCS. – Wiemy, że zmiana środowiska, powrót do swoich codziennych aktywności wpływa na to, że mamy więcej energii. Takiej, żeby pomagać, żeby wspierać, żeby z tym dzieckiem być na 100 procent. Rodzice dzieci chorych powinni otrzymywać wsparcie psychologiczne.
– Jestem pełen podziwu dla tych rodziców, którzy dostosowali się całkowicie do tych zmienionych i bardzo utrudniających życie zasad – dodaje prof. Jerzy Kowalczyk. – Proszę sobie wyobrazić, że wychodzą oni tylko do łazienki. Oprócz tego mają kuchenkę, z której mogą korzystać.
– Problem żywnościowy jest w tym momencie najbardziej naglący – mówi Magdalena Pietnoczko. – Wyżywienie rodziców kosztuje 18 zł dziennie. Są to posiłki przygotowywane w szpitalu, które dostarczamy na oddział. Mamy tutaj też pacjentów z innych województw i nie wszyscy rodzice posiadają środki, żeby wykupić taki abonament na posiłki. Wydaje się, że 18 zł dziennie to nie jest dużo, ale rodzice patrzą też w przyszłość, związaną z leczeniem dziecka. A dzieci te wymagają często dodatkowej rehabilitacji, dodatkowych leków przez miesiące, a nawet lata.
– Rodzice z pełną świadomością zgodzili się na spore ograniczenia. Ale gdyby wprowadzono dla nich zakaz bycia na co dzień ze swoim dzieckiem, myślę, że ich obciążenia byłyby dużo, dużo większe – stwierdza dr hab. n. med. Marzena Samardakiewicz, psycholog w Klinice Hematologii, Onkologii i Transplantologii Dziecięcej w Lublinie, kierownik Zakładu Psychologii Stosowanej Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
Zbiórkę pieniędzy na obiady dla rodziców dzieci z oddziału lubelskiej onkologii można wesprzeć poprzez portal zrzutka.pl
LilKa/WP
Fot. facebook.com/NaRzeczDzieci