Może spaść nawet do 60 litrów wody na metr kwadratowy, będą też burze i grad – taką pogodę na najbliższe godziny zapowiadają synoptycy. Kiedy pojawiły się pierwsze piorunochrony i jak dawnej radzono sobie z odprowadzaniem wody po ulewnych deszczach?
Ekipa Lubelskiego Atlasu Historycznego dzisiaj w Aktualnościach Radia Lublin – o deszczu, opadach, piorunochronach i o tym co zrobić z takimi ilościami wody, jakie spadają nam w tym roku z nieba.
Kiedy mieliśmy pierwszy piorunochron w Lublinie? – Przyznam szczerze, że szukałem tej informacji i jej nie znalazłem, ale podejrzewam, że pewnie już w końcu XVIII wieku mógł się jakiś trafić, bo dość szybko i w Polsce znalazły się pierwsze piorunochrony – mówi miejski konserwator zabytków Hubert Mącik: – Jako pierwszy piorunochronami i elektrycznością zajmował się już naukowo pijar Józef Herman Osiński, który działał w Warszawie, a przez pewien czas był też w Rzeszowskim Konwencie Pijarów i rzeszowskiej szkole. W końcu lat 70. XVIII wieku wydał po raz pierwszy książeczkę o tym jak zabezpieczać dobytek przed piorunami i tam zamieścił bardzo praktyczne instrukcje jak zakładać piorunochrony. Dość szybko ten wynalazek Benjamina Franklina został w Polsce użyty. Z informacji, które znalazłem wynikałoby, że w 1783 roku taki piorunochron znajdował się na ratuszu w Rawiczu, rok później na Zamku Królewskim w Warszawie.
Czy w prawie budowlanym jest obowiązkowy piorunochron?
– Instalacja odgromowa to obowiązek – mówi przedstawiciel Stowarzyszenia Architektów Polskich Bartłomiej Kożuchowski: – Dużo nowych budynków posiada dużo instalacji, metalowych elementów na dachu, co może potencjalnie przyciągnąć piorun.
Jak lublinianie radzili sobie kiedyś z takimi ilościami wody?
– Pomagało ukształtowanie miasta, ukształtowanie terenu – mówi Hubert Mącik: – To, że miasto jest na pagórkach pomagało w odprowadzaniu tej wody kloakami, rynsztokami. Nie było odprowadzenia jako takiego pod ziemią. Niestety, lessowe grunty na których jest Lublin są wrażliwe na wypłukiwanie przez wodę i nie przypadkiem mamy do czynienia często na Starym Mieście czy w Śródmieściu z sytuacjami, kiedy wody opadowe powodują wypłukiwanie tego gruntu, powstawanie kawern, które mogą zagrażać zabytkom. Takie sytuacje są często niewidoczne. Kilka lat temu przy remoncie Kaplicy Świętej Trójcy okazało się, że taka kawerna, przez nikogo z zewnątrz niewidziana, była pod jednym z murów prezbiterium i w zasadzie niemalże w ostatniej chwili została wypełniona.
– Sprawa odwodnienia ulic miasta polega na odpowiednim doborze średnic, na odpowiednim rurarzu, ale kolejnym problemem jest to, że często w takich kanałach wyrzucane są różnego rodzaju śmieci, kanał jest niedrożny i woda, zamiast płynąc do środka, wypływa na zewnątrz – mówi Bartłomiej Kożuchowski.
A jak się chroni budynki przed takimi zlewami?
– Opaska dokoła budynku odprowadza wodę jak najdalej od fundamentów, żeby tego gruntu nie uplastycznić, żeby woda nie mogła wsiąkać przy samych fundamentach – mówi Bartłomiej Kożuchowski.
– Rynny są od starożytności – mówi Hubert Mącik: – Jeśli chodzi o zabudowę, architekturę klasyczną, funkcję rynien pełniła sima gzymsu, płyta gzymsu koronującego, która była na samym wierzchu. Takie orynnowanie jakie my dzisiaj widzimy, upowszechniło się w zasadzie w wieku XIX, na początkach XX. Wcześniej raczej starano się tę wodę jak najdalej od budynku odepchnąć. Stąd na przykład na kościołach gotyckich widzimy tzw. gargulce, które miały za zadanie tę wodę, która zgromadziła się w specjalnym zbiorniku, jak najdalej wypluć z dachu.
W mieście zdarzały się także trąby powietrzne. Potężny orkan zniszczył Lublin 20 lipca 1931 roku.
MaG (opr. DySzcz)
Fot. archiwum