Mimo, że w Poleskim Parku Narodowym z roku na rok odnotowuje się mniej przypadków działalności kłusowników, to ci bywają coraz bardziej pomysłowi. Nie tylko polują na zwierzęta, ale także rozstawiają pułapki na leśników.
– W czasie patroli znajdujemy przeróżne rzeczy: sieci, wnyki, piły, siekiery, wózki z drewnem, wśród nich są takie które mogą wyrządzić sporą krzywdę człowiekowi – mówi komendant straży Poleskiego Parku Narodowego Paweł Stolarczyk: – Takimi rzeczami są pułapki zastawiane na nas na drogach. Kłusownicy zastawiają na nas gwoździe wbite w deski czy odpowiednio zespawane kolce, które w każdej pozycji dziurawią koła. Zdarzało się, że podleśniczy wszedł na taki gwóźdź i przebił sobie stopę. Któryś z naszych pracowników uszkodził buta. Przypominam sobie taką sytuację, gdzie wyjechaliśmy na patrol na jezioro. Koledzy pojechali jednym samochodem z przyczepą podłodziową, natomiast ja z drugiej strony podjechałem drugim samochodem. Koledzy spływając po patrolu z jeziora zauważyli, że w czterech kołach w samochodzie i dwóch kołach w przyczepie podłodziowej nie ma powietrza i są przedziurawione. Zadzwonili do mnie, żebym przyniósł zapasowe koła. Podjechałem i niestety też się nadziałem na gwoździe. Przegraliśmy ten bój 10:0. Dziesięć kół było przebitych.
– Ostatnio, kiedy jedziemy nad jezioro, mamy takie hasło: „Jedziemy rozminowywać drogę”, czyli idziemy poszukiwać kolców – mówi Krzysztof Czuj, starszy strażnik Straży Parku: – Najpierw przechodzimy całą drogę dojazdową do jeziora, a później jedziemy nad jezioro. Zajmuje nam to godzinę dłużej – dodaje.
Czy gwoździe znajdują się na ogólnodostępnych ścieżkach, którymi mogą przechodzić zwykli turyści? – Tak, gwoździe często są na drogach, które są uczęszczane przez turystów. Tu może kiedyś dojść do jakichś niebezpiecznych zdarzeń. Ktoś może sobie przebić stopę. To jest często dość zardzewiałe, powoduje dość duże obrażenia – mówi Paweł Stolarczyk.
– Mamy takie jedno szczególne jezioro. Mamy tam dużo przypadków. W latach poprzednich to były setki metrów siatek – mówi Krzysztof Czuj: – W ubiegłym roku był spadek znalezionych rzeczy. W tym roku na wiosnę trochę nam się podniosło. Bardzo dużo teraz jest węcierzy. Mniej sieci kłusowniczych, chyba ze względu na to, że trudniej je znaleźć na jeziorze. To jest taki bęben, drut owleczony siatką. W węcierzach są żywe ryby, natomiast w sieci bardzo szybko skrzela zamykają się i zdychają, natomiast w węcierzu są żywe ryby i dosyć długo mogą być. Pomagają nam służby terenowe, miejscowi leśniczowie, podleśniczowie. Mamy też duże wsparcie z policji.
– Najwięcej kontaktów mamy z miejscowym Komisariatem Policji w Urszulinie, ale też Komenda Powiatowa w Parczewie, we Włodawie, Łęcznej, Chełmie – ta współpraca układa się w znakomity sposób. Zaowocowała tym, że inaczej nas postrzegają. Kłusownicy, złodzieje drewna widzą nas z policją na wspólnych patrolach. Jeżeli ktoś ma zrobić coś niegodnego na terenie parku, to już się zastanawia czy warto.
– Ostatnio zanotowaliśmy zniszczenie umywalki w toalecie na zadaszeniu czy jakieś pozostawienie rzeczy po imprezie. Są to już rzadkie przypadki w porównaniu z latami ubiegłymi, gdzie te zadaszenia były niszczone, mazane, zanieczyszczane. Tutaj świadomość wśród ludzi wzrosła. Wypracowaliśmy pewien model turysty, który do nas przyjeżdża. Jest to turysta, który ma świadomość, że nie może tutaj śmiecić, musi się odpowiednio zachowywać i przyjeżdża po coś: żeby odpocząć i uczestniczyć w obcowaniu z przyrodą – zaznacza Paweł Stolarczyk.
W Poleskim Parku Narodowym nadal odnotowuje się przypadki kłusownictwa wodnego, zanika natomiast wnykarstwo.
RyK (opr. DySzcz)
Fot. archiwum