Spór pomiędzy mieszkańcami a właścicielami dawnej stacji kolejki wąskotorowej w Poniatowej. Chodzi o mieszkające tam dwie rodziny, a problemem jest wysokość czynszu, który w ciągu dwóch lat z niespełna dwustu złotych ma poszybować do ponad 1300 zł.
Kilka lat temu budynek stacyjki został sprzedany przez starostwo powiatowe. Nowy właściciel rozpoczął tam remont, by obiekt odzyskał dawny blask. Mieszkańcy otrzymali propozycję mieszkań zastępczych, ale z niej nie skorzystali, a od września za czynsz mają płacić ponad 1300 złotych.
Mieszkańcy na tak dużą podwyżkę czynszu się nie zgadzają. Nie chcą także przeprowadzić się do lokali zaproponowanych przez właścicieli stacyjki.
– Relacje z początku były dobre. I kawę żeśmy razem pili i czynszu nie podnosili na początku. A teraz ze 160 zł doszło do tego, że mamy płacić od 1 września 1300 zł. W przypadku moim to jest 169 zł z groszami. Później zrobili 517,30 zł a teraz 1360 zł – mówi lokator stacyjki.
– Właścicielami jesteśmy od 2014 roku – mówi współwłaścicielka budynku Anna Wyroślak. – Za każdym razem mówiliśmy, od początku, że budynek wymaga remontu. W związku z tym będą musieli na ten czas remontu się stąd wyprowadzić, bo generalny remont ponad 500 metrów nie pozwala nam zrobić inaczej z lokatorami remontu. W 2018 roku zaproponowałam lokale zastępcze. Lokatorzy te mieszkania sobie wybrali. Zawiozłam do tych lokali zastępczych przyszłych mieszkańców. Każde z nich wybierało mieszkanie, zgodziło się i w styczniu 2019 roku, kiedy się dowiedzieli, że podpisałam akty notarialne, nie przeprowadzili się.
– Powiedziałem tym państwu, że ja do państwa na stancję nie pójdę, bo ja nie wiem co mnie spotka później – mówi lokator. – Umowę zawsze można renegocjować, wypowiadać itd. To jest tylko podchód. Chodzi o to, że na czas remontu – ponieważ mają plany architektoniczne zabudowy tego budynku, tutaj ma być restauracja, mają być pokoje gościnne – gdzie mielibyśmy mieć mieszkania?
– My naprawdę chcemy podnieść ich standard, zaoferować im lokale wyremontowane, z ogrzewaniem, z ciepłą wodą – mówi współwłaściciel obiektu Krzysztof Wyroślak. Na pytanie reportera Radia Lublin, czy mieszkańcy będą mogli wrócić po remoncie, odpowiada: – To jest kwestia do dogadania. My ostatnio zakładaliśmy, że tak. Ale oni już nie chcą.
Czego więc oczekują mieszkańcy?
– Los lokatorów powinien być najpierw załatwiony, z zasobów gminnych, a nie komercyjnych – mówi mieszkaniec. – No bo wiadomo, dzisiaj tanio, a za miesiąc, dwa nie wiadomo jaka cena. Propozycja umowy była ze strony właścicielki taka, że wynajmujący może wypowiedzieć czynsz „z innych przyczyn”. Więc jak to rozumieć? „Dzień dobry” nie powiem, będę miał buty brudne – mówię w przenośni trochę – a właścicielka mi podwyższy czynsz?
Właściciele zapewniają o swoich czystych intencjach i tłumaczą, że w nieskończoność z remontem dawnej stacji czekać nie mogą.
– Rodzi się pytanie, co mam zrobić? – pyta Anna Wyroślak. – Umowy najmu nie chcą i remontu też nie chcą. I lokali zastępczych też nie chcą. Sprawa sądowa toczy się półtora roku. Ja cały 2019 rok zmarnowałam, bo wydawało mi się, że ja nie mogę przeprowadzić remontu z mieszkańcami. Ile mam czekać?
– Naprawdę w tym momencie, to my już nie wiemy czego chcą – dodaje Krzysztof Wyroślak. – Jeżeli chodzi o wzrost czynszu, wygląda to tak: jeżeli ci państwo chcą zostać i zajmują jakąś część lokalu, to w takiej sytuacji powinni partycypować w kosztach remontu. Więc jeżeli my zaciągamy kredyty, żeby wyremontować budynek, na całą powierzchnię 500 metrów, to jeżeli tutaj chcą zostać i mieszkać, to też w jakiś sposób powinni czuć się za to odpowiedzialni.
O tym jak wygląda sytuacja pod kątem prawnym mówi Michał Wolny z Lubelskiej Akcji Lokatorskiej, która zaangażowała się w ten spór:
– Tak naprawdę właściciele powinni na czas remontu zapewnić pomieszczenia tymczasowe, tak mówi ustawa. W przeciągu nie dłuższym niż rok czasu powinni mieć możliwość powrócić do swoich lokali. Jeśli chcieliby trwale dogadać się z lokatorami na inne lokale, powinni przygotować taką formułę lokalową, która by satysfakcjonowała te 5 osób. Z naszej strony oczekujemy od miasta Poniatowa, od pana burmistrza, zaangażowania w tej sprawie. Przede wszystkim wysłuchania stron i zapewnienia godnych lokali komunalnych.
– Gmina, jeżeli jest taka konieczność, w sytuacji ewentualnej eksmisji jakieś lokale posiada – mówi burmistrz Poniatowej Paweł Karczmarczyk. – Natomiast jeśli chodzi o mieszkania komunalne, jest w urzędzie gminy lista oczekujących lokatorów i tych mieszkań za dużo nie ma.
Burmistrz podkreśla, że gmina nie jest stroną w tym konflikcie i trudno władzom miasta stawać po którejś ze stron.
ŁuG/LilKa/WP
Fot. ŁuG