David Lynch w książce W pogoni za wielką rybą napisał, że „pomysły są jak ryby. Jeśli chcesz złowić małą rybkę, możesz zostać w płytkiej wodzie. Jeśli natomiast chcesz złowić wielką rybę, musisz zapuścić się głębiej”. Julien Lambert zapuścił się dość głęboko i drugą częścią Miasta wyrzutków (wyd. Non Stop Comics) zatytułowaną Chłopak, który zbierał stworzonka wbił się na wyższą półkę komiksowej sztuki. Przeglądając sieć, natrafiałem na leady dotyczące tego komiksu, wspominające coś o jego mniej lub bardziej widocznych wadach. Takim leadom mówię nie. Wad w tym komiksie nie ma. Lambert złapał wielką rybę, bazując na prostych patentach, składających się na skomplikowaną całość. Opowieść o prywatnym detektywie, który potrafi rozmawiać z przedmiotami jest świetnie napisaną historią o przyjaźni, klanie zagubionych dzieciaków, szalonym naukowcu produkującym mucho-zombiaków i jeszcze o kilku innych sprawach. Lambert-scenarzysta, choć zdarza mu się sięgać do Władcy much czy Hellboya, ubiera swój komiks w absurdalno-oryginalny płaszczyk, który czyni z niego lekturę wyjątkową. Zaś Lambert-rysownik zaprasza czytelnika na stylistyczną ucztę. Już krótka retrospekcja z początku albumu, bogata w odpowiednio poukładane na kartkach kreski, jest niesamowita. To, co dzieje się później powinno usatysfakcjonować smakoszy niestandardowego i niebanalnego rysunku, ceniącego sobie elegancję Krzysztofa Gwronkiewicza i punkowy pazur Teda McKeevera. Drugi tom domyka historię rozpoczętą w pierwszym. Trzeba mieć oba. Niewątpliwie będę je rekomendował Ministerstwu Komiksu do najlepszej dziesiątki komiksów roku. Polecam.
„Pomysł jest myślą” – pisał David Lynch w książce W pogodni za wielką rybą – „Myślą, która mieści w sobie więcej, niż ci się wydaje, gdy przychodzi ci do głowy. Lecz w tym pierwszym momencie rozbłyska iskra. W komiksach, jeśli ktoś wpada na pomysł, zapala się żarówka. Dzieje się to w jednej chwili, tak jak w życiu”. Lynchowi można zaufać, bo zarazem zna się na pomysłach i ich realizacji, jak i ma doświadczenie na gruncie komiksu. Jest w końcu autorem paska komiksowego zatytułowanego Najgroźniejszy pies na świecie. Nie bez przyczyny ponownie przywołuję słowa mistrza kina – oto bowiem myśl zakwitła w głowie Wesleya Rodriguesa i zaiskrzyła totalnie tworząc podwalinę pod Imaginarium zbiorowe (wyd. Mandioca) – niesamowity album, będący zarówno zapisem pomysłu, jak i jego realizacją. To przypowieść o wolności i sile woli. Oraz o tym, że potrafimy latać – wystarczy tylko, że sobie to uświadomimy (co oczywiście nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać). Punktem wyjścia jest tu byt, który przed rozpoczęciem ziemskiego żywota, mając do wyboru postać w jakiej się objawi, wybrał ptaka. Coś jednak poszło nie tak i na Ziemi wylądował jako krowa. Lecz mimo niedomagań cielesnych, w głowie stworzeniu pozostała myśl o śmiganiu w przestworzach. Pragnącą latać krówkę przygarnęła pewna para, żyjąca w arcydziwnym królestwie, rządzonym przez władcę chorego na złoto. No i do tej pory jest okej. Krowa pewnie wkrótce zacznie latać, czym stworzy problemy swoim właścicielom i czym na bank zainteresuje chciwego króla. Umówmy się, to historyjka jakich wiele. Może wydarzyć się naprawdę. Niby czemu nie? Ale jednak Wesley Rodrigues na tym nie poprzestaje i na setkach czarno-białych plansz kumuluje miliony mniejszych i większych pomysłów. Krowogodzilla i przeniesienie akcji w kosmos? Ależ proszę. Magiczne mleko zmieniające tych, którzy je piją bezpowrotnie? Tak, obecne. Bohaterowie Imaginarium zbiorowego odlatują w kosmos dosłownie, zaś autor tego komiksu w przenośni. W słowie od siebie Rodrigues zaznacza, że „w każdą stronę tego komiksu włożył fragment własnej duszy, żeby odwzajemnić miłość i radość, jaką jest obdarzany od dnia, w którym znalazł się na tym świecie”. I ja mu wierzę. Wierzę mu zarówno patrząc na te ledwie szkicowe rysunki, zwane przez niektórych bazgrolunkami, jak i na precyzyjnie dopracowane plansze, na których każda kreska zna swoje miejsce w szeregu. Wierzę mu nawet wtedy kiedy pukam się w głowę, że przecież te 20 stron można było spokojnie zmieścić na trzech. Rodrigues uwodzi rysunkiem, przywodząc na myśl fanzinową wolność i undergroundową niezależność. Cegiełka zatytułowana Imaginarium zbiorowe to pean na cześć wolności, zrealizowany niezwykle sprawnie.