W drugiej połowie lat 90. wydawnictwo TM-Semic zamknęło serię X-Men. Ciągłość tej marvelowskiej opery mydlanej została przerwana, a wydawane później od czasu do czasu albumy prezentowały uwspółcześnione przygody grupy mutantów. Tymczasem niedawno doszło do prawdziwego powrotu do przeszłości. Oto wydawnictwo Mucha Comics opublikowało pierwszy tom Ery Apocalypse’a. Jest to ta saga w dziejach X-ludzi, na którą czekał chyba każdy polski czytelnik w momencie, gdy starzy dobrzy semikowi X-Men zostali anulowani. Jest więc prawie tak, jakbyśmy po ponad 20 latach dostali kontynuację tego serialu. Mamy tu i stylówę rysowniczą popularną w latach 90., i wylewne teksty scenarzystów, i nieprawdopodobne, elastyczne pozy głównych bohaterów. Wewnętrzny dzieciak dzisiejszych 40-latków powinien być zachwycony przeglądając album – są tu znajome twarze i fenomenalne kreski braci Kubert czy Chrisa Bachalo. Co prawda przez te dwadzieścia kilka lat gusta ówczesnych fanów X-Men poszły zapewne w inne strony, ale z powodów sentymentalnych powinno się obejść bez zgrzytania zębami. Dorzucając do tego fakt, że za tłumaczenie albumu jest słynny Marvel Arek z ery TM-Semic, Era Apocalypse’a powinna przywołać masę wspomnień. Sama fabuła jest jak na mutantów również całkiem zgrabna: w wyniku podróży jednego z bohaterów do przeszłości, ginie ważna w szeregach X-Men postać, a świat zmienia się nie do poznania. To taka alternatywna wersja przygód mutantów, niemalże z cyklu Co by było gdyby…
Jeszcze bardziej angażującą podróż do przeszłości gwarantuje trzeci tom Daredevila (wyd. Egmont Polska) autorstwa Franka Millera. Niegdyś przełomowy, dziś z lekka zakurzony, ale momentami wciąż efektowny. Miller na łamach tego tytułu wypracowywał swoje słowo i swój obraz. Kreśląc przygody niewidomego stróża prawa, stworzył kilka arcyciekawych postaci drugoplanowych, na czele z miłością życia głównego bohatera, Elektrą. Ten zbiór, poza odcinkami regularnej serii wydawanymi w latach 80. ubiegłego wieku, zawiera w sobie dwa albumy opublikowane w latach późniejszych. Pierwszy z nich to Miłość i wojna z rysunkami Billa Sienkiewicza, a drugi: Elektra wskrzeszona, wcześniej wydany w Polsce pod tytułem Elektra żyje! Kawał efektownej klasyki, do postawienia na półce nie tylko zagorzałych fanów Marvela. A skoro już jestem przy Marvelu, powrotach do przeszłości i klasyce, to wspomnę jeszcze o Silver Surferze (wyd. Egmont Polska). Przypowieści to album z fatalną okładką, nie do końca zrozumiałym doborze materiałów, ale za to z dwiema perełkami. Pierwsza z nich to historia Przypowieść, stworzona – uwaga – przez dwie legendy: Stana Lee i Moebiusa. Współtwórca imperium Marvela i jeden z najsłynniejszych europejskich autorów połączyli siły, dzięki czemu powstało coś co w skrócie można określić mianem superbohatera w świecie Incala. Drugą perełką jest niesamowita galeria superbohaterów Marvela w wykonaniu Moebiusa. To naprawdę mistrzowskie realizacje. Warto także zwrócić uwagę na album Requiem ze scenariuszem J. Michaela Straczynskiego i rysunkami Esada Ribicia. Zarówno Przypowieść, jak i Requiem były już swego czasu wydane w Polsce, ze znacznie ładniejszymi okładkami niż ta zdobiąca omawiane wydanie zbiorcze.
Teraz szybki skok do teraźniejszości, w nawiązaniu do wcześniejszych albumów: oto wspominany już Frank Miller połączył siły ze swoim kolegą Johnem Romitą Juniorem i wzięli się za opowiedzenie historii Supermana na nowo. Obaj panowie mają zasługi dla świata komiksu, a zrealizowany przez nich Daredevil to wciąż rzecz robiąca duże wrażenie. Tu jednak, będąc kompletnie bez formy, stworzyli coś, co nie tylko ciężko się czyta i ogląda. Lekturze Roku pierwszego (wyd. Egmont Polska) towarzyszy bowiem znużenie, przewidywalność i świadomość, że absolutnie nic nie zmierza tu w dobrą stronę. Miller parodiuje siebie samego, chcąc wkładać w usta człowieka ze stali te same słowa, które wkładał Spartanom i Marvowi. Romita Junior jest cieniem siebie samego, bez serca rysując nudne kadry.
Tam gdzie Miller i Romita Junior zawodzą, tam Millar i Romita Junior dają radę. Mark Millar, nie Frank Miller. John Romita Junior ten sam, ale rysujący z pasją i uciekający od schematu. Mowa o komiksie Kick-Ass: Nowa (wyd. Mucha Comics). Niektórzy pamiętają pewnie postać Dave’a Lizewskiego z trzech pierwszych tomów serii oraz kinowej adaptacji. To dzieciak, który postanowił zaprowadzić porządek na dzielni, przywdziewając kuse wdzianko. Nie mając supermocy, mierzył się z mafią. Ten realistyczny serial superbohaterski powraca w nowym wydaniu, a właściwie nowej szacie, bo oto tożsamość walecznego Kick-Assa przejmuje nowa zawodniczka, sierżant Patience Lee, która koszmar wojny zamienia na problemy życia codziennego. Założenie trykotu w słusznym czynie dość szybko odbija się jej czkawką, bowiem następuje na odcisk bardzo niebezpiecznych ludzi. Millar gra na znanych schematach, ale robi to zaskakująco przyjemnie, a Romita Junior bawi się rysując te wszystkie brutalne sceny jakby znowu był młodzieniaszkiem. Kick-Ass: Nowa to solidny komiks akcji, który bez wstydu może wylądować obok trzech poprzednich tomów.