Piotr Kasiński i Robert Trojanowski, samozwańczy ministrowie komiksu ukrywający się pod pseudonimami Pik i Robi, wydali dwie książki, których tytuły mówią nam co mamy robić: po pierwsze, Zrób sobie komiks, po drugie – Zostań superbohaterem (wyd. Znak). Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, więc Ministerstwo Komiksu nadchodzi z pomocą. Te dwie książki to lekkie i przyjemne wprowadzenie w świat historii obrazkowych i zasady jego tworzenia. Z kart Zrób sobie komiks młodsi czytelnicy wyniosą bazowe informacje dla początkujących komiksomaniaków, czyli: podstawy języka komiksu, zasady tworzenia postaci, rysowania emocji czy poradnictwo na temat tego jak czytać kadry i dymki. Są oczywiście proste patenty na temat pisania scenariusza komiksowego, a w serii ćwiczeń czytelnicy mogą sami narysować sobie komiks. Ta część zadaniowa to najciekawsze fragmenty obu publikacji – Pik i Robi angażują odbiorców do wspólnej zabawy, co chwila podkreślając, że to także czytelnik jest autorem tych albumów. Materiał zawarty w tych poradnikach sprawia, że odbiorca może się poczuć jak uczestnik warsztatów komiksowych, które zresztą obaj ministrowie często prowadzą.
Efektem tego typu warsztatów jest na przykład komiks Kamikaze Kat autorstwa artysty ukrywającego się pod pseudonimem Tomxyz. Zalążek tej krótkiej historii powstał podczas warsztatów komiksowych prowadzonych przez Łukasza Kowalczuka, który zresztą zachęcił autora do wydania tego pomysłu w formie zina. Autor posłuchał, narysował komiks, nieco go rozbudował i wydał. I o to chodzi. Nie będę rozwodził się nad fabułą, bo komiks ma po prostu formułę nawalanki z żartobliwą puentą. Czyta się go bardzo szybko, ale widać, że autor pracował nad nim długo i wytrwale, wkładając w każdą kreskę całe serducho. Z kadrów bije ekspresja, widać pozytywne wpływy, głównie wspomnianego Kowalczuka, ale i na przykład Stana Sakai. Kamikaze Kat to szybka, fajna lektura dla wielbicieli komiksu niezależnego.
Tymczasem na gruncie komiksu zależnego doczekaliśmy się drugiego tomu zbiorczego wydania Hellblazera (wyd. Egmont Polska) Gartha Ennisa. Podkreślę moje niezadowolenie z powodu prezentowania tej historii nie chronologicznie, a kluczem nazwiska scenarzysty. Ale jednocześnie zaznaczę, że taka zbiorówka akurat tego pisarza zawsze cieszy. Ten album kontynuuje magiczną podróż destruktywnego cynika w prochowcu, naprzemiennie wysyła go z piekła ludzkiego do piekła diabelskiego i każe mu zmierzyć się z… czterdziestymi urodzinami. Tak jak w pierwszym tomie Ennis się rozkręcał, tak w drugim pędzi jak szalony. Ma świetne pomysły i potrafi je łebsko przenieść na papier. Wydatnie pomagają mu w tym artyści – Steve Dillon i Will Simpson. Ennis z Dillonem, co powtórzę kolejny raz, to jeden z tych magicznych, idealnych duetów, które zdarzają się raz na 30 lat. Will Simpson również się sprawdza, choć nie tak dobrze jak jego znacznie bardziej doceniony kolega. Drugi z trzech tomów Hellblazera Ennisa to klasyk. Uczta dla fanów komiksów ambitnych i eleganckie podsumowanie najpiękniejszego okresu w dziejach imprintu Vertigo.