Jest akt oskarżenia w sprawie byłej prezes Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie, Moniki S. Według prokuratury, z kasy organizacji wyprowadzono łącznie ponad 200 tysięcy złotych. Zdaniem śledczych była prezes wystawiała też fałszywe dokumenty, na podstawie których wypłacano innym osobom kredyty. To niejedyna sprawa, w jakiej usłyszała zarzuty Monika S. Podejrzana ona jest także o zabójstwo swojego syna. Obie sprawy są rozpatrywane oddzielnie.
Do nieprawidłowości finansowych w Bractwie Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie miało dochodzić w latach 2017-2018. Zdaniem śledczych, Monika S. – razem z byłą skarbnik Bractwa, Magdaleną W. i byłą główną księgową organizacji. Dominiką S. – poświadczała nieprawdę w dokumentach Bractwa.
– Kobiety działały wspólnie i w porozumieniu. Osoby te fałszowały raporty kasowe w celu przywłaszczenia pieniędzy. Chodzi o poświadczanie nieprawdy w dowodach wypłat. Kilkadziesiąt dowodów wypłat wskazywało, że zapomogi zostały wypłacone, a tak się nie stało. W rzeczywistości zapomogi zostały przywłaszczone przez te osoby – mówi rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Lublinie, Agnieszka Kępka.
Według prokuratury w wyłudzenia i oszustwa, oprócz pracownic Bractwa, zamieszane są także trzy inne osoby, między członkowie rodziny Moniki S. – Łączna kwota strat to blisko 600 tysięcy złotych – dodaje Agnieszka Kępka. – Monika S. wystawiała różnym osobom nierzetelne zaświadczenia o zatrudnieniu. Osoby te zgłaszały się celem wzięcia pożyczek czy kredytów, właśnie w związku z tym zaświadczeniami. I takie kredyty otrzymywały. Biegli uznali, że Monika S. może uczestniczyć w postępowaniu i była świadoma znaczenia swoich czynów.
CZYTAJ: Kolejne zarzuty dla byłej prezes Bractwa świętego Brata Alberta
W sprawie wyłudzeń żadna z oskarżonych osób nie przyznała się do winy. Wszystkim grozi do 5, 8 lub do 12 lat więzienia.
CZYTAJ: Przywłaszczyły pieniądze z Bractwa Brata Alberta. Nieprawidłowości mogło być więcej
Wszystkie ustalenia prokuratury to efekt przesłuchań świadków oraz drobiazgowej analizy dokumentacji finansowej Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie. – Nikt nie wiedział, że dochodziło u nas do takich rzeczy. Cała sprawa mocno odbiła się też na naszej organizacji – mówi obecna prezes Bractwa Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie, Monika Zielińska. – Nie mieliśmy w ogóle pieniędzy na koncie. Nie mieliśmy środków na wypłaty, na zakup jedzenia dla naszych podopiecznych. Ludzie postrzegali nas jako organizację, która kradnie, więc wpływy od naszych darczyńców były dużo mniejsze. A potrzebujących nie ubywa.
Bractwo Miłosierdzia im. św. Brata Alberta w Lublinie powoli jednak wychodzi na prostą, a sytuacja nie jest już tak zła. – Mimo wszystko przez cały czas musimy pracować na ludzkie zaufanie – dodaje Monika Zielińska. – Do tej pory, gdy mówię, że jestem z Bractwa Miłosierdzia, to pierwszą reakcją ludzi jest: „to tam, gdzie ukradli te pieniądze?“ albo „to tam, gdzie pani prezes zabiła swoje dziecko?“
CZYTAJ: Zarzut zabójstwa dla matki 10-latka. Kobieta przyznała się do winy
Chodzi o sprawę zabójstwa 10-letniego chłopca, syna Moniki S. Do tragedii doszło pod koniec listopada 2019 roku w jednym z hosteli w centrum Lublina. Podejrzana udusiła chłopca kołdrą, a następnie uciekła z hostelu. Została zatrzymana następnego dnia w Puławach.
Była prezes po zatrzymaniu usłyszała zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. – Podejrzana cały czas przebywa w areszcie – mówi sędzia Łukasz Obłoza, zastępca przewodniczącego Wydziału IV Karnego Sądu Okręgowego w Lublinie. – W ocenie sądu, potrzeba jej izolacji wynikała przede wszystkim z grożącej podejrzanej surowej kary pozbawienia wolności. Gdyby podejrzana przebywała na wolności, w ocenie sądu mogłaby podjąć próbę ucieczki lub ukrycia się.
Za zabójstwo syna Monice S. grozi nawet dożywocie.
MaTo / opr. ToMa
Fot. KWP Lublin / archiwum