Co dalej z terenem po Lubelskim Klubie Jeździeckim?

lkj 2020 07 20 183750

Po ponad 6 latach teren przy ulicy Ciepłej 7, gdzie funkcjonował Lubelski Klub Jeździecki, wrócił w ręce miasta. W piątek (17.07) komornik w asyście policji i pracowników MOSiR-u dokonał skutecznego odebrania i zabezpieczenia terenu.
MOSiR ma już kilka potencjalnych podmiotów zainteresowanych prowadzeniem tu swojej działalności. Rozmowy trwają między innymi z Roztoczańską Konną Strażą Ochrony Przyrody z Fundacją na rzecz ochrony zwierząt Ex lege.

– Umowa pod dzierżawę z Lubelskim Klubem Jeździeckim została podpisana 26 marca 2014 roku. Czynsz wynosił około 2 500 złotych miesięcznie za cały teren. LKJ płacił ten czynsz do sierpnia 2014 roku, czyli przez kilka miesięcy. Mimo naszych wezwań ten czynsz nie był regulowany, w związku z tym MOSiR był zmuszony do wypowiedzenia umowy, co stało się w połowie 2015 roku – przypomina rzecznik MOSiR-u, Miłosz Bednarczyk: – Od tamtej pory LKJ korzystał z tej nieruchomości bezumownie, za co również były naliczane kary umowne i koszty. Łączna kwota tych należności to – zgodnie z wyrokami sądu – ponad 220 tysięcy złotych. Trzeci prawomocny wyrok sądu dotyczył opuszczenia tej nieruchomości przez LKJ, odzyskania jej przez MOSiR i wydania jej przez LKJ MOSiR-owi. Przypomnę tylko, że na luty była zaplanowana przez komornika licytacja koni należących do LKJ-u. Ta licytacja, na wniosek MOSIR-u, po prośbach LKJ-u została odwołana. Wówczas LKJ zobowiązał się do dobrowolnego opuszczenia tej nieruchomości do 30 marca. Słowa nie dotrzymał. Dopiero w połowie czerwca udało się skutecznie doręczyć LKJ-owi zawiadomienie dotyczące egzekucji. Komornik wyznaczył klubowi czas na dobrowolne opuszczenie tego terenu. W przeciwnym razie poinformował klub, że będzie zmuszony wkroczyć tu w asyście policji. Dokładnie tak się stało.

– Wyobrażamy sobie, że to miejsce będzie miejscem dzielonym, w którym mieszkańcy będą mogli spotykać się ze zwierzętami wszelkich gatunków i będą mogli poznać historie naszych podopiecznych, którzy są ratowani z rąk osób, które się nad nimi znęcają – mówi Marta Włosek, prezes Fundacji Ex lege: – Nie wyobrażamy sobie, żeby dawny LKJ był miejscem, gdzie nie będzie koni. Będziemy chcieli stworzyć takie miejsce, gdzie mieszkańcy będą mogli korzystać z jazd, ale również z hipoterapii. Planujemy również prowadzenie dogoterapii, felinoterapii. Mamy jeszcze inne fajne sekrety. Fundacja Ex lege tak naprawdę poczyniła już kroki w tym kierunku, żeby pozyskać środki na ten teren, ponieważ będą to ogromne środki. Mówimy tutaj już o milionach.

– Te budynki są w stanie co najmniej złym – mówi Miłosz Bednarczyk: – LKJ nie zabrał swoich rzeczy. W związku z tym my teraz wezwiemy LKJ do opróżnienia tego terenu. Jeżeli tak się nie stanie, zajmie się tym MOSiR. Przypomnę tylko, że opróżnienie nieruchomości z tych wszystkich przedmiotów, śmieci, a potem utylizacja tego wszystkiego oczywiście wiąże się z kosztami, czym obciążymy LKJ. W kolejnym etapie trzeba będzie bardzo precyzyjnie ocenić stan techniczny wszystkich tych budynków. Tym zajmą się specjaliści. Muszą ocenić na ile sposób użytkowania tych budynków przez LKJ wpłynął na ich obecny stan techniczny, na ile brak odpowiedniego nadzoru w czasie użytkowania przez LKJ wpłynął na ten stan techniczny, a na ile te budynki uległy takiemu zniszczeniu z powodu ich wieku i użytkowania.

– Kiedy prezesem był pan Hołysz, bo tych prezesów było kilku, stwierdził na samym początku, jak MOSiR to przejął, że stan budynków jest fatalny i powinni je wszystkie zburzyć. Nie pamięta już tego MOSiR? – dopytuje Monika Kozicka-Gradziuk, prezes Lubelskiego Klubu Jeździeckiego: – Powinni nam czołem bić po ziemi, żeśmy jeszcze tyle czasu wytrwali. Nie mam możliwości zaciągać takich długów, jak sobie MOSiR zaciąga i generować strat kosztem takich inwestycji.

– Byliśmy tam i widzieliśmy w jakim stanie jest to miejsce obecnie. Jest to obraz nędzy i rozpaczy – mówi Marta Włosek: – Nie wiem czy w ogóle uda się coś z tego miejsca uratować. Mam tu na myśli budynki, które po prostu się rozpadają. Są zniszczone, zbutwiałe, niektóre grożą zawaleniem.

– Miejsce jest bardzo uczęszczane przez mieszkańców Lublina, dlatego chcielibyśmy zrobić coś, żeby ich zainteresować jeździectwem, żeby to lubelskie jeździectwo cały czas się rozwijało – mówi Dominik Zakrzewski: – Jednak niestety bez dodatkowych środków nie damy rady tego zrobić. Jeżeli ktoś chciałby nas wesprzeć, może wejść na stronę roztoczanskakonna.pl, gdzie znajdzie informacje jak można wspomóc Roztoczańską Konną. Na pewno chcielibyśmy organizować tam wydarzenia związane z jeździectwem.

– Dla mnie skończyło się to bardzo dobrze – mówi Monika Kozicka-Gradziuk: – Uwolniłam się od ogromnej odpowiedzialności i obowiązków, jakie na mnie ciążyły. Dla mnie skończyło się to rewelacyjnie. Wszystkie zwierzęta, łącznie z psami i kotami, są bezpieczne, mają zapewnioną dożywotnią opiekę osób odpowiedzialnych, więc uważam, że to jest dla nas ogromny sukces.

Przed MOSiR-em inwentaryzacja całego terenu, wszystkich przedmiotów i rzeczy, które stanowiły przedmiot dzierżawy.
W połowie czerwca zostało złożone zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Chodzi o niszczenie i przywłaszczenie mienia – zostały wycięte ogrodzenia padoków, które były przedmiotem dzierżawy.

Ocena stanu technicznego budynków da odpowiedź, które nadają się do remontu, a które wymagają zburzenia.

Miasto podkreśla, że zależy mu na utrzymaniu tradycji konnych na tym terenie.

LilKa (opr. DySzcz)

Fot. archiwum

Exit mobile version