Zdjęcia podniebnego sektora na żużlowych meczach Motoru Lublin obiegły już całą Polskę, ale nie tylko. Zobaczył je także niemal cały świat. Oglądanie zawodów z perspektywy podnośnika to odpowiedź jednej z firm na obowiązujące ograniczenia stadionowe spowodowane koronawirusem.
Inicjatorem akcji był Patryk Bieniaszewski z firmy AB Trans. – Zazwyczaj podnośniki unoszą kibiców na 15-30 metrów w górę. Widać z nich cały tor. Ograniczenie polega na tym, że nie można na nich skakać z radości czy tańczyć. Trzeba brać pod uwagę, że jest się na wysokości. To trochę inna perspektywa i inne emocje – wyjaśnia Patryk Bieniaszewski.
– Podsycamy atmosferę oprawą meczową, świecami dymnymi. Dorzucamy do tego największe trąby do ciężarówek, jakie można było zamówić – dodaje Patryk Bieniaszewski.
– Jedynym minusem kibicowania na podnośniku jest to, że nie ma cateringu. Ale jest za to lepsza widoczność. Podczas meczów znajdujemy się na wysokości 6-8 pietra. Kiedy widzę sąsiadów w koszu, mocno ściskają barierki. Na poprzednim meczu kibicowaliśmy razem z całym stadionem. Jak dla mnie super. Z tego, co wiem, zainteresowanie jest bardzo duże. Telefony się urywają, nie tylko z Lublina, bo są i zapytania z Częstochowy na mecz u nas – mówi jeden z lubelskich kibiców.
– Właściciel początkowo mówił, że podnośniki są organizowane dla jego przyjaciół i znajomych, ale bez problemu się zgodził na wynajęcie. Nie będę wymieniał konkretnych kwot, ale zrobił to zdecydowanie po kosztach. Nie chciał na pewno na tym zarobić – mówi Dominiki Hibner. – Adrenalina na podnośniku jest taka sama co na stadionie. Sama jazda naszych żużlowców powoduje, że serce bije szybciej. Nie potrzeba nawet być wysoko.
– Spiker wywołuje nas często jako trybunę podnośnikową. Będąc na górze, 4-5 osób w podnośniku, lepiej ogląda się spotkanie, niż na trybunie pełnej osób, gdzie a to ktoś zasłoni widok, a to ktoś będzie wstawał – dodaje Patryk Nawrocki.
– Wrażenie było „wow!” Ale lubelscy kibice nie byli pierwsi. Pierwszy zrobił to kibic Śląska Wrocław. Pojechał on do Płocka z jednym podnośnikiem. Potem u nas pojawiły się trzy podnośniki. Nie zrobiło to na mediach wielkiego wrażenia. Ale jak na ostatnim meczu pojawiło się ich ponad 20, zaczęła o nich pisać cała Polska, cały świat sportowy, nawet Amerykanie – mówi Grzegorz Chyliński, komentujący spotkania żużlowe Motoru Lublin na stronie Radia Lublin i prowadzący żużlową audycję „Pięć Jeden” w Radiu Freee.
– Na pewno jest to trick, jak można obejrzeć mecz bez kupowania biletów, a je ciężko jest u nas dostać. Z jednej strony jest to fajne. Jeżeli ktoś był na Stadionie Narodowym podczas Grand Prix, wie, że oglądanie żużla z wysokości jest niesamowite, bo są to zupełnie inne wrażenia, zupełnie inaczej widać tor i walkę zawodników. Ale z drugiej strony jest ogromnie niebezpieczne, bo podnośnik ma określoną prędkość opuszczania. W przypadku gdy nagle przyjdzie burza, kibice na podnośniku są zdecydowanie najbardziej narażeni n nieszczęście – dodaje Grzegorz Chyliński.
– Zrobiliśmy to dla klubu. Cieszymy się, że nasz Lublin i Motor mają sportową sławę na całym świecie. Swoje fotografie znajdowałem na profilach społecznościowych ogromnych stron sportowych, mających po 20 mln obserwujących. Odczucie, gdy widzi się tam swoje zdjęcie, a przy nim pół miliona polubienie, to coś, co z reguły spotyka tylko największe gwiazdy sportu – cieszy się Patryk Bieniaszewski. – Artykuł pisze o nas angielski magazyn „Speedway Star”. Są plotki o jednej z największych na świecie amerykańskiej stacji telewizyjnej, która chciałaby nagrać z nami materiał.
– Nasi kibice po raz kolejny zaskoczyli całe środowisko sportowe, nie tylko żużlowe. Zawodnicy bardzo cenią sobie bliższy kontakt z kibicami, na który w tej chwili niestety nie bardzo mogą sobie pozwolić, dlatego taka innowacyjność kibiców jest dla naszych żużlowców ciekawą sprawą – stwierdza Aleksandra Marmuszewska, wiceprezes Speedway Lublin S.A.
Dochód z wynajęcia podnośników zostanie przekazany na zakup silnika 250 cm dla Filipa Zaborka, jednego z juniorów Motoru Lublin z ogromnym potencjałem sportowym.
LilKa / opr. ToMa
Fot. Gosia Cieśluk