Profesor Krzysztof Tomasiewicz (na zdj.), kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie przypomina, że epidemia koronawirusa nie minęła. Specjalista w rozmowie z Wojciechem Brakowieckim ocenia, że mamy w Polsce łagodniejszą postać choroby, ale nie może nas to zwalniać z przestrzegania reguł oraz odpowiedzialności za zdrowie.
– W każdej chwili może się trafić ciężki przypadek choroby. Dotyczy to osób z chorobami przewlekłymi, ale nie tylko. Wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje na świecie. Te dane są naprawdę przerażające. Mamy jakieś wyjątkowe szczęście, że ten scenariusz przebiega u nas zupełnie inaczej, ale wcale nie jesteśmy „skazani” na to, że tak będzie zawsze. Bowiem w momencie kiedy większość osób nie miała kontaktu z wirusem, a więc – w domyśle – jest wrażliwa na zakażenie, przekroczenie pewnej liczby zakażeń w społeczeństwie, może spowodować ich lawinę. Uważam, że nadal trzeba mieć na uwadze, że żyjemy w takiej, a nie innej rzeczywistości – przestrzega profesor Krzysztof Tomasiewicz.
– Myślę, że sytuacja może się zaostrzyć w każdej chwili. Byliśmy przekonywani, że druga fala zachorowań może pojawić się na jesieni. Zawsze pytałem się: „Dlaczego na jesieni”. Dlaczego nie w czerwcu czy lipcu?”. Nie mamy teraz ewidentnego wygaszenia epidemii. To, że jednego dnia mamy 200, a nie 300 przypadków zakażeń, to nic nie znaczy, bo następnego dnia mamy ich 400. Jesteśmy cały czas w tym samym miejscu. I to się będzie tak ciągnęło przez najbliższe miesiące – stwierdza prof. Tomasiewicz.
W niedzielę na terenie województwa lubelskiego potwierdzono kolejnych 39 przypadków zakażenia koronawirusem, w poniedziałek było ich 8. Czy świadczy to, że sytuacja w regionie się zaostrza? – Nie. Znaczy to po prostu, że mamy jedno większe i drugie mniejsze ognisko oraz trochę pojedynczych zakażeń. To jest coś, czego się spodziewaliśmy. Ale i tak wydaje się, że – patrząc na to, co się dzieje wkoło – tych zakażeń powinno być więcej. Jednak do wszystkich musi pójść jeden przekaz: naprawdę nie mamy końca epidemii – odpowiada gość Radia Lublin.
Widać wyraźnie, że po początkowym ścisłym przestrzeganiu obostrzeń, wielu mieszkańców przestało zachowywać środki ostrożności. – Szkoda. To prosta droga, żeby zaprzepaścić wszystko, co udało się do tej pory osiągnąć. I mam tu na myśli nie tylko samą liczbę zachorowań czy wydolność systemu opieki medycznej, ale również zdrowe nawyki, które zostały wyrobione w dużej części społeczeństwa. Nie mówimy tu o jakiejś izolacji, ale wraz z „odmrożeniem” zostały zniesione zdrowe zachowania. Nie są one przydatne tylko w przypadku epidemii koronawirusa, ale również w sytuacji każdej innej infekcji. Jeżeli wiele osób nauczyło się trzymać pewien dystans, stosować w sklepach jednorazowe rękawiczki, dezynfekować ręce, wydawało się, że są to dla nas już rzeczy bardzo oczywiste. A teraz mam wrażenie, że pojawił się efekt „odbicia”: wydaje nam się, że nic nam już nie grozi i możemy robić, co nam się żywnie podoba – mówi gość Radia Lublin.
– Dystans trzeba zachowywać przede wszystkim w pomieszczeniach zamkniętych. Co do tego nie ma wątpliwości. To, co może być w miarę tolerowane w przypadku przestrzeni otwartych, nie może takie być dla tych zamkniętych. Takie buńczuczne zachowanie typu: „ja tam maski nie założę, bo się nie boję”, w przypadku takich przestrzeni nie jest przejawem odwagi a głupoty i braku odpowiedzialności. Poza tym mówimy o wyważeniu swego zachowania, o złotym środku, żeby starać się korzystać z tego, co udało nam się osiągnąć, ale jednocześnie pamiętać gdzieś z tyłu głowy, że swoim odpowiedzialnym zachowaniem ustrzegę siebie i innych przed zakażeniem, a także przed wprowadzeniem ponownych restrykcji – tłumaczy prof. Tomasiewicz.
W jaki sposób realizować takie zachowania na plaży, gdzie odległość pomiędzy ludźmi jest naprawdę bliska, a przy temperaturze zbliżającej się do 30 stopni Celsjusza trudno wytrzymać w masce? – Nie mówimy w ogóle o przebywaniu w masce na plaży. Na tym etapie możemy chyba zapomnieć o stosowaniu masek na zewnątrz, chyba że jest to zgromadzenie na bardzo małej przestrzeni. Jeżeli dana osoba nie kaszle i nie kicha, to na otwartej przestrzeni nie powinno się nic wydarzyć. Natomiast jeżeli jest to 50 osób pod sklepem, to już się zaczyna problem, dlatego że ten kontakt jest bezpośredni, twarzą w twarz. Są pewne wymogi, które dla dobra wszystkich powinny być przestrzegane – dodaje gość Radia Lublin.
Według danych Ministerstwa Zdrowia, Polsce od 4 marca zakażenie koronawirusem stwierdzono u ponad 38 tysięcy osób.
Natomiast do dziś (13.07) w Lubelskiem potwierdzono badaniami laboratoryjnymi 820 przypadków zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 i zarejestrowano 20 zgonów.
WB / opr. ToMa
Fot. archiwum