W Polsce jest coraz więcej komarów, które mogą przenosić ze zwierząt na człowieka groźne pasożyty – alarmują specjaliści.
Chodzi głównie o nicienie – tak zwane dirofilaria – które w organizmie zwierząt lub człowieka mogą bytować nawet przez kilkanaście lat. Aby doszło do zakażenia, wystarczy jedno ukąszenie komara. Nicienie w Polsce pojawiły się w 2009 roku. Od tego czasu, jak twierdzą specjaliści, możemy mówić o ich prawdziwej inwazji.
– W kraju nie ma już województwa, w którym nie odnotowano by występowania pasożyta – mówi dr Klaudiusz Szczepaniak z Zakładu Parazytologii i Chorób Inwazyjnych Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. – Skala problemu jest duża. Może dotyczyć nawet jednej trzeciej populacji psów. Takim ogniskiem jest okolica Krzesimowa, gdzie znajduje się schronisko dla bezdomnych zwierząt. Jeżeli chodzi o Lublin, ogniskiem zakażeń są okolice Zalewu Zemborzyckiego, a także tereny leśne, podmiejskie czy parki, czyli te obszary, gdzie występuje większe zagęszczenie komarów – dodaje.
– W podobnych miejscach liczba zakażonych zwierząt może sięgać nawet sześćdziesięciu procent. Wiele przypadków zakażeń odnotowano między innymi w rejonie Warszawy oraz Radomia. Żeby doszło do zakażenia, wystarczy jedno ukąszenie komara – tłumaczy dr Klaudiusz Szczepaniak. – Komar przenosi formy larwalne nicieni i przez gruczoły ślinowe przy żerowaniu na człowieku, ewentualnie na psie, zaraża organizm. Okres rozwoju w żywicielu jest określany na mniej więcej od pięciu do dziewięciu miesięcy. Sam okres życia tego nicienia w zarażonym osobniku może wynosić nawet kilka lat – dodaje.
Dużą liczbę zakażeń potwierdzają między innymi weterynarze. – Liczba próbek zakażonych zwierząt w naszej lecznicy z roku na rok jest coraz większa – mówi lekarz weterynarii, właściciel kliniki weterynaryjnej w Lublinie, Paweł Mucha. – Stwierdzamy coraz większy odsetek zwierząt, które mają jakieś zmiany dermatologiczne czy guzowate, lokalizujące się głównie na sierści zwierząt. W badaniach wykrywamy coraz większy odsetek występowania pasożyta. Można powiedzieć, że jest to w granicach około dziesięciu, piętnastu procent. Z roku na rok ta skala jednak wzrasta.
– Pasożyt w organizmie człowieka lub zwierzęcia może bytować bezobjawowo, jednak nie zawsze tak jest – mówi Klaudiusz Szczepaniak. – Są to nicienie, które w postaci dorosłej mogą mieć dosyć duże rozmiary, bo samice mogą osiągać nawet dwadzieścia pięć centymetrów, podczas gdy samce są trochę krótsze. Lokalizują się w tkance podskórnej. W przypadku ludzi osiemdziesiąt procent przypadków dotyczy okolic głowy, ale także okolic oczu. U psów pasożyty lokalizują się zarówno po stronie brzusznej, jak i grzbietowej, ale także na głowie i na kończynach – wyjaśnia.
– Walka z pasożytami polega na leczeniu farmakologicznym lub usuwaniu ich chirurgicznie – tłumaczy Paweł Mucha. – W trakcie zabiegu nie zauważyliśmy żadnych postaci dorosłych pasożyta. W badaniach natomiast wyszło, że posiada on mikrofilarie i następnie był poddany leczeniu. Jednakże zmiany skórne dalej się pojawiały, nawet po okresie półtorej, dwóch miesięcy od zabiegu operacyjnego. Nasz dermatolog w trakcie badania klinicznego zauważył taką jedną zmianę. Nakłuł ją, a z niej wypłyną martwy już robak o długości około trzydziestu centymetrów – dodaje.
Walka z dilofilariami jest więc bardzo trudna. Pasożyty można jednak wykryć dzięki specjalnym badaniom.
Pasożyty mogą prowadzić do stanów zapalnych w zakażonym organizmie, a w skrajnych przypadkach nawet do śmierci.
MaTo / WT
Fot. pixabay.com