Globalne Pasmo (wyd. Egmont Polska) to 12-częściowa seria napisana przez Warrena Ellisa i oryginalnie wydana w latach 2002-2004. Zilustrował ją sztab rysowników. I choć zwykle taka informacja może zwiastować brak komunikatywności i konsekwencji, to w tym przypadku gra na korzyść poziomu albumu zbiorczego. Dzieje się tak, ponieważ opowieść Ellisa skupia się na tytułowej organizacji ratunkowej o międzynarodowym zasięgu, składającej się z 1001 agentów. To specjaliści w różnych dziedzinach, umiejscowieni w wielu punktach na świecie. Dadzą radę zapobiec każdemu kataklizmowi, pokonają zbuntowane roboty, lub wykorzystają umiejętności parkourowe do uniemożliwienia zamachu bombowego. Każdy odcinek to zamknięta historia, w której prym wiedzie jeden z wielu agentów. Osobą scalającą wszystkie opowieści jest założycielka Globalnego Pasma, tajemnicza Miranda Zero. I właśnie przez wzgląd na te zamknięte historie pokaźny skład rysowników operujących innymi stylami nie wprowadza dezinformacji. Znalazło się tu miejsce dla takich mistrzów piórka, jak Simon Bisley, Steve Dillon, Jon J. Muth, David Lloyd, Liam Sharp, Chris Sprouse czy Glenn Fabry. Może nie każdy z nich pokazuje pełnię swoich możliwości, ale za to kilku brawurowo wychodzi z przygotowanego dla nich zadania – chociażby David Lloyd w szalenie dynamicznym odcinku rozgrywającym się w Londynie, albo Jon J. Muth w norweskiej śnieżnej scenerii. Gazetowe leady grzmiały, że Globalne Pasmo to „wybuchowa narracja z prowokującym politycznym pazurem”. Po dwudziestu latach od publikacji ten pazur został nieco spiłowany, ale nie zmienia to faktu, że komiks czyta się niezwykle płynnie, a Ellis – który jest autorem kilku podobnych pozycji o tajemniczych grupach i organizacjach – potrafi zaciekawić. Globalne Pasmo to dobra rzecz, takie połączenie Lost z Z Archiwum X. Koneserzy tematu powinni być zadowoleni.
Janek Koza i Mykupyku stworzyli Przyjaciół (wyd. kultura gniewu). Tych, którzy spodziewali się dzieła w stylu krótkich form Kozy, z błędu powinna wyprowadzić już sama nazwa imprintu, w którym komiks został opublikowany: krótkie gatki, czyli specjalna dziecięca sekcja dziecięca wydawnictwa kultura gniewu. Autorzy, schlebiając dziecięcej publice, zdecydowali się pod płaszczykiem komiksu o przyjaźni gadających zwierząt przemycić co nieco z zasad i prawideł tworzenia historyjek obrazkowych. To właściwie instruktaż sztuki komiksu, ze znakomitym pomysłem wyjściowym, skupiającym się na próbie odpowiedzi na pytanie: co się dzieje po drugiej stronie kartki? Sporo tu dowcipu, mnóstwo praktycznych porad ujętych w interesujący sposób, ale w pewnym momencie komiks zaczyna lekko przynudzać. Może skrócony o kilkanaście plansz byłby lepszy?
Pierwsza część Bardzo dzikiej opowieści (wyd. kultura gniewu) była znakomita, druga, finałowa, złapała lekką zadyszkę. Las Złamanych Serc czeka na ratunek, a jedynym jego gwarantem jest odnaleziony mistrz Ryś. Czy jednak podejmie ostateczne wyzwanie? Przekonać go do tego próbuje grupa porzuconych zwierzaków, ale nad ich głowami czyha zły człowiek… Brakuje tu nieco humoru pierwszej części. Właściwie w drugiej zadanie rozśmieszania bierze na siebie mały ratlerek. Choć ogólny wydźwięk historii jest pozytywny, to do finałowej sceny prowadzi zbyt dużo niepotrzebnie rozwleczonych, ale pięknie narysowanych plansz. Dzięki tym niedociągnięciom Bardzo dzikiej opowieści doceniłem umiejętność kondensacji treści, jaką w swoich komiksach stosuje Tomek Samojlik. Tutaj ta treść została nieco rozwodniona przez znakomicie narysowane plansze Marcina Podolca, ale już w takim Wiedźmunie (wyd. kultura gniewu), wykonanym przez samego Samojlika, wszystko wraca na swoje miejsce. Tom zatytułowany Słodki zapach potwora o zmierzchu, będący w zamierzeniu parodią Wiedźmina, rozpoczyna się serią pięknych scen osadzonych w postapokaliptycznej przyszłości, z pełnokrwistą i charakterną główną bohaterką, świetnymi dialogami i rysunkami, których nie powstydziliby się autorzy najbardziej odjechanych serii Cartoon Network. Paradoksalnie, kiedy autor na arenę zdarzeń wprowadza Wiedźmuna i każe mu walczyć z potworami oraz kiedy zaczyna zbyt dosłownie parodiować oryginał, czar nieco pryska, ale wybucha ze zdwojoną mocą w intrygującym finale. Samojlik nie uciekł od nawiązywania do swojej wcześniejszej twórczości, robiąc to w sposób całkiem przyjazny dla oka i nieinwazyjny dla historii. Druga część, zatytułowana Przed wyprawą zbierz drużynę, jest już w zapowiedziach. Warto na nią czekać, bo jak pokazuje życie, i jak pokazuje komiks, Samojlik działający solo to gwarancja najwyższego poziomu.